Czas pędzi, zdjęcia w aparacie mocno się zdezaktualizowały... Już nawet chciałam o nich zapomnieć, ale jakaś taka wyrwa w zmienności ogrodu by powstała. Dlatego na dobry początek Majówki (chociaż ja jutro i tak idę do pracy, więc długiego weekendu brak), zanim ruszę dziś do boju ogrodniczego i poczynię kolejne zmiany - taka oto poniższa relacja :)
Te ciepłe dni które mieliśmy, zachęciły brzoskwinię do szaleńczego zakwitnięcia. Drzewko to było dość zaniedbane jak się przeprowadziliśmy, niektóre gałęzie były porażone jakimś czymś, owoce też były mikro i z różnymi chorobami. W zeszłym roku niestety zalążki owoców przemarzły i wszystkie opadły. Wszystkie - oprócz jednej. Ale za to jaki owoc z tego był! Pełnowymiarowa brzoskwinia - normalnie szok ;)
Zobaczymy jak w tym oku pójdzie. Zakwitła elegancko. Zapylacze zrobiły swoje. Teraz trzeba poczekać na zalążki owoców i trzymać kciuki za pogodę ;)
Natomiast poniżej moja mirabelka, o której wspominałam ostatnio, że rośnie tuż pod oknem pokoju dziennego. Ten kto wie jak pięknie pachną te kwiaty, zrozumie na pewno moją radość. Tym bardziej, że z lewej strony drzewka (patrząc na to zdjęcie) prowadzi ścieżka do domu. Tak więc dzień w dzień można było się zachwycać aromatami ;) Dziś po kwiatach ani śladu i również trzeba czekać, czy jakieś owoce będą (w zeszłym roku po moim radykalnym cięciu były trzy na krzyż).
Ostatnio pojawiło się kilku nowych "mieszkańców" w ogrodzie. Czasami po protu nie da się przejść obojętnie koło jakiejś roślinki w sklepie, tym bardziej jeśli cena zachęca ;) Ten poniższy mini rododendron pojawił się w sporych ilościach w LM za niecałą "dyszkę". Akurat byliśmy po jakieś sprawunki remontowe no i chyba rozumiecie, że nie mogłam go tam zostawić :D
Obecnie pierwsze fioletowe kwiatuszki już się rozwijają. Jeśli rododendronowi spodoba się w tym miejscu, to będzie trzeba pomyśleć o towarzystwie dla niego...
A poniżej pierwszy kikutek hosta. Szczerze mówiąc, to myślałam, że już z nich nic nie będzie. Wsadzałam je jesienią, takie już bardzo wysuszone, bo ciągle nie było na nie czasu. Widziałam u niektórych dziewczyn na blogu, że im już wychodzą a u mnie była grobowa cisza. Okazało się jednak, że to bardzo żywotne maluchy. Powychodziło ich pełniutko i stworzą mam nadzieję ładną rabatę (chyba, że ślimaki je odkryją...).
Stara grusza, która rośnie w ogrodzie zwariowała. Owoców nie daje niestety - nie służy im towarzystwo okolicznych jałowców. Tzn. owoce są, ale porażone. Jednak to centralny punkt ogrodu i daje przyjemny cień, ostatnio zawisła na niej huśtawka dla Młodego, więc nie będziemy się jej jeszcze pozbywać. Tak czy inaczej, jak napisałam powyżej - zwariowała. Wypuściła listki prosto z pnia. Zdaję sobie sprawę, że będą z tego gałązki - odrosty. Jednak pierwszy raz zauważyłam takie śmieszne pączki ;)
Żeby było jeszcze ciekawiej, to na takich bocznych odrostach nasza grusza też postanowiła zakwitnąć :)
I znów - zdjęcie już nieaktualne, bo od kilku dni pięknym białym kwieciem gałązki są obsypane :)
Moje szafirki. Moje szafirki zakwitły w tym oku bardzo późno. Z bardzo prostej przyczyny - zapomniałam gdzie rosną i przez długi czas w tym miejscu przebiegał od zimy nasz główny ciąg komunikacyjny. Nie miały więc biedulki szansy nosa wyściubić. Na szczęście nastąpiła dwudniowa przerwa chodzenia tym szlakiem i zaraz pokazały się małe czubeczki. Prowizorycznie ogrodzone mogły już spokojnie wyjść z ziemi i naprawdę odwdzięczyły się ilością kwiecia :)
Wydaje mi się nawet, że jest ich więcej niż w zeszłym roku (wtedy się w ogóle dowiedziałam, że je mam).
Aktualnie ten cały zielony paseczek jest jeszcze niebieski :) Mam nadzieję, że zdążę jeszcze uchwycić to na zdjęciu.
Kolejny nowy mieszkaniec, przywieziony przez moją mamę z targu w jej mieście. To taka forma zakupów internetowych :D Mama dzwoni do mnie z tegoż targu, mówi mi po kolei co jest, ja sprawdzam w google jak wygląda i decyduję na bieżąco. Bardzo, bardzo wygodny sposób :D
Nie mogło oczywiście zabraknąć zdjęcia tego, co tygryski lubią najbardziej ;) W warzywniku stoją już trzy grządki. Jaka pogoda by dzisiaj nie była, to muszę zająć się zasiewami na tej ostatniej. Powinna też stanąć czwarta (ostatnia) w ten weekend i chociaż częściowo mój wał na dyniowate.
Wspomniany wał ma powstać z lewej strony (na powyższym zdjęciu). Natomiast z prawej pod płotem, bo przycięciu odbijających krzaczorów, pokazał się całkiem spory pas wolnego miejsca. Rozważam podmurowane grządki, które wczesną wiosną, przykryte szkłem, mogłyby pełnić role inspektów... Jest to jednak plan na późną jesień, no i jeszcze mojemu M. nic nie mówiłam ;)
Groszek pięknie powschodził i właściwie powinnam już zacząć myśleć o jakiś podpórkach dla niego...
Wsadzona rok temu biała porzeczka dała kwiecistego czadu w tym roku. Generalnie będzie to chyba rok porzeczkowy z tego co zaobserwowałam w ogrodzie :)
Kilka kwiecistych akcentów w ogrodzie :)
To ta stokrotka, która zdobiła koszyk ze święconką :)
Czy to jest pierwiosnek wyniosły? Jedyny taki w moim ogrodzie...
Sama niestety nie posiadam magnolii, chociaż bardzo bym chciała. Może z czasem uda mi się stworzyć odpowiednie dla niej warunki. Na pewno jest to możliwe, bo u moich sąsiadów rośnie poniższe cudo, które rekompensuje mi brak na moim terenie :)
Siewkowy i rozsadowy szał nadal u mnie trwa. Udało mi się trochę podgonić w wysiewie jednorocznych i dwuletnich. Wylądowały w inspekcie, na bloku styropianowym, żeby im w "nogi" nie ciągnęło od ziemi :D
Wczoraj zauważyłam pierwsze wschody - jupi!
W ostatnim czasie męczyłam M. o pergolę. Niestety brak czasu odwlekał to w niezbadaną przyszłość. Na szczęście Lidl postanowił mnie poratować i za całkiem przyzwoita cenę mam to:
Z jednej strony posadziłam powojnik a z drugiej posiałam groszek pachnący. Może się uda i będzie pięknie i pachnąco? To wejście do mojego warzywnika. Chociaż nie bardzo widać to na zdjęciu, to wśród tych traw i chwastów rosną cztery krzaczki jagody kamczackiej. Niestety kwiatów tego roku mało na niej :(
Jak już pisałam w poprzednich postach - trochę poszalałam z sianiem pomidorków koktajlowych i papryczek chilli. Poniżej te pierwsze. Ale tylko część z nich :D Ostatnio udało mi się w końcu prawie wszystkie przepikować, bo już bardzo się o to prosiły.
Tutaj oczywiście jeszcze przed pikowaniem ;)
Okazało się, że prawie przy samym wejściu do domu mam migdałka :D Kiedy się wprowadzaliśmy był to zapuszczony krzak, ogromny, zacieniający ten fragment ogrodu. Został ścięty do samej ziemi. Oczywiście sobie odbił, ale nie było czasu się tym zająć. I całe szczęście :) Któregoś dnia wychodząc do pracy stanęłam jak wryta. I zdjęcie takie na szybko jest, obejmuje jakąś 1/3 tego cuda.
Dla niewtajemniczonych chciałam jeszcze pokazać takie małe porównanie jednego mini fragmentu ogrodu w odstępie bodajże dwóch dni. Moje pierwiosnki wokół jabłonki :)
Szaleństwo kwiecia obecnie jest jeszcze większe ;)
I już zupełnie na koniec - moje małe prywatne hanami. Za płotem, przy opuszczonym domu rośnie zdziczały gąszcz wiśni (z owocami niestety słabo, ale nie o to tu chodzi). Komentarz jest chyba zbędny...
Zdjęcia niestety nie oddają w pełni tego piękna. Musiałabym chyba na dach wejść, żeby uwiecznić to jak trzeba.
Chyba długaśnie dzisiaj wyszło, ale nazbierało się sporo. Zaraz wdziewam kalosze (pada niestety) i ruszam do dalszego boju. Trzymajcie kciuki, żeby nie skończyło się to przeziębieniem!
Aniu, jesli chcesz mieć piekne owoce brzoskwini, to koniecznie zaraz po ostatnich zimnych nocach - musi być przynajmniej plus 5 stopni popryskać preparatem przeciwgrzybicznym . My robimy to w marcu, wtedy cieszymy się owocami. Wczesniej nic nie było.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że brzoskwinia niestety z tych co popryskać trzeba. Dla mnie to jednak póki co wyższa szkoła jazdy. Kiedy opanuję te łatwiejsze sprawy ogrodowe, to rozpocznę następny stopień edukacji ;) Zawsze rosną takie malutkie brzoskwinki, takie niedorobione. Ale na dżemik dają radę :)
UsuńPięknie żyje Twój ogród. Zazdraszczam podwyższonych grządek, u mnie też miały być ale odpuściłam. Spróbuję na jesień. : )
OdpowiedzUsuńJa z moich jestem bardzo zadowolona. Na piachu naprawdę innej opcji nie ma. Nawet sąsiadka zza płotu ostatnio chwaliła i chyba lekko zazdrościła ;)
UsuńOj, to jest to co tygryski lubią najbardziej. kocham naturę i ogrody, zwłaszcza takie jak Twój. Pięknie u Ciebie. Zapraszam również do mnie:)
OdpowiedzUsuńWiosną nie da się nie lubić ogrodu :) Na każdym kroku czeka przecież miła niespodzianka. Na pewno wpadnę z wizytą.
UsuńGąszcz wiśni rzeczywiście imponujący !!!Migdałek również cudny:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZdjęcia nie oddają tego wiśniowego piękna niestety. No i ten zapach!
UsuńTen twój ogród to co krok odkrywa jakieś tajemnice. Tu niespodziewany woal migdałka, tam nieoczekiwany szafirek. Fajnie tak dokonywać wiosennych odkryć. A po twoim poście czuję się trochę jakbym była u ciebie na spacerze. W twoje internetowe zakupy jeszcze na dodatek z prywatną stylistką :)
OdpowiedzUsuńMój mini rododendron też ma fioletowe kwiaty. Nazywa się purple pillow - ciekawe czy to ten sam.
Mam nadzieję, że prawdziwy spacer kiedyś uda Ci się odbyć :) Zakupy moim sposobem naprawdę polecam! Na bieżąco mogę szybko sprawdzić wymagania rośliny i wszystko staje się jasne podczas jednej rozmowy telefonicznej. Rododendron dokładnie ten sam mamy :)
Usuńpięknie u Ciebie. U mnie z brzoskwinią coś problem jest. Posadziłam ją dwa lata temu i podsycha niestety...
OdpowiedzUsuńA może coś ją podgryza? Z brzoskwiniami lekko nie jest ;)
UsuńPięknie!!!!!!!!! Ja też z tego gatunku co Ty, latam po ogrodzie i cieszę się każdym krzaczkiem... :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tego metalowego łuku... Mówisz w Lidlu? Może i Ja skoczę i zobaczę co tam jeszcze mają, ewentualnie luknę do jakiegoś Baumarktu, bo strasznie mi się to podoba.
Nie wiem jak oferta w polskich Lidlach ma się do niemieckich, ale ja rzeczy ogrodowych kupiłam tam w tym roku kilka. Ten łuk, dwa małe tunele foliowe (już w następnym poście ;) ), taki elastyczny pojemnik duży z uszami to przenoszenia rzeczy wszelakich... Nawet w suszarkę ogrodową zainwestowaliśmy i bardzo zadowolona jestem.
UsuńO dziwo ten lidlowy łuk bardzo solidny, skręcany i zaskakująco duży :D
Kurcze za te własne wysiewy sadzonek to Cię podziwiam Aniu!!!! Ogród robi wrażenie widzać ile pracy w niego włożyliście
OdpowiedzUsuńEwuś, wysiewy to małe piwo. Problem zaczyna się, gdy trzeba to zmieścić na parapetach, a potem "upchnąć" w ogrodzie :D A pracy niestety nadal więcej niż mniej. Na szczęście sprawa warzywnika załatwiona na kilka sezonów chociaż ;)
UsuńO Mamo:) Ile cudnego kwiecia tam u Was:) Cudny ogród już teraz! Pozdrowienia serdeczne!
OdpowiedzUsuńSamą mnie dziwi ile tych kwiatów się pojawiło! I na każdym kroku jakiś się pokazuje :) Ogromnie to cieszy przy każdym wyjściu do ogrodu.
UsuńMuszę przyznać , że w tym roku jestem wielką fanką warzywników wszelakich i już czekam na zdjęcia plonów w okresie letnim :D
OdpowiedzUsuńJa swój jesienią na pewno powiększę o kilka metrów bo niestety za mało w nim miejsca na wszystkie warzywka :D pozdrawiam
Warzywniki nie dość, że pożyteczne, to jeszcze mogą być piękne. I chyba to tak bardzo przyciąga. Ja też chętnie zaglądam do wszystkich blogowych warzywników i kibicuję :) Ja na warzywnik najchętniej większość ogrodu bym przeznaczyła, ale wiem, że nie dałabym rady obrobić. Cieszę się więc z tego co mam!
UsuńOJ Brzezina kwitnie imponująco~! :)) Miłego weekendu Aniu!
OdpowiedzUsuńA jeszcze za chwile dojdą do tego bzy i moje ukochane konwalie :) "Zawącham" się na całego!
UsuńJak cudnie u Ciebie. Tyle kwiatów, kwitnących drzew. Podziwiam Cię za te wszystkie sadzonki. Pozdrawiam:):):):)
OdpowiedzUsuńJa siebie też podziwiam póki co ;) Zobaczymy co to będzie, jak za kilka dni będę musiała znaleźć im stałe miejscu już :D
UsuńMnóstwo Twojej pracy widać w ogrodzie, ale przez to jak pięknie. Ja codziennie rozpoczynam dzień od "przelotu" po rabatach, po pracy to samo :)) Uwielbiam ogrody i "grzebanie" w ziemi. Pozdrawiam, ania.
OdpowiedzUsuńJa rano rzucam tylko okiem idąc do samochodu. Natomiast po pracy odbywam szczegółowy obchód ;) Grzebanie cudownie relaksuje. Szkoda tylko, że tak mało czasu na to mam.
Usuńoj, u mnie tamatyka posta podobna. Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego za plagiat, ale tyle się teraz dzieje w ogrodzie, że szkoda nie zatrzymać tego w kadrze. Coraz bardziej przekonuję się do wzniesionych rabat, póki co mam tradycyjne. Do magnolii wzdycham już od dawna, ale boję się ją posadzić ze względu na silne wiatry. Migdałek też jest piękny. Dzieje się u Ciebie niemało.I ciekawy sposób na zakupy telefoniczne:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
lena
Ha, ha - myślę, że w tym czasie na większości blogów około ogrodniczych pojawiają się podobne posty ;) Ja na pewno kiedyś magnolię wsadzę u siebie, ale najpierw muszę jej stworzyć dobre warunki do życia ;)
UsuńJeśli już tak zrobisz, mam nadzieję, że się podzielisz wiedzą:)
UsuńJak już kiedyś ten magiczny czas nastąpi, to na pewno zdam relację :)
Usuńtak ciebie widzę - ty, kalosze, ogród, ziemia i uśmiech zadowolenia :)
OdpowiedzUsuńI dokładnie tak jest :D Kalosze są czerwone i wysokie, żeby nie było wątpliwości w tym "widzeniu" ;)
UsuńAleż huk prac wykonałaś :) Dzieje się dzieje. Niech moc będzie z nami :) Serdeczności posyłam
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że całkiem nieźle obrabiam się w czasie tej wiosny. Niestety niespodziewane dodatkowe zajęcia zatrzymały mnie w biegu i chwasty obecnie mnie zarastają ;)
UsuńAnia szleje ! Najbardoiej jestem ciekawa widoku tej kwitnącej bramy do warzywniaka ;)
OdpowiedzUsuńPowojnik dziarsko pnie się do góry, więc bardzo na niego liczę. Groszek gdzieś mi tam zaspał chyba ;)
Usuń