30.06.2013

Koniec epoki

   Na pewno pamiętacie, jak w ostatnim poście pisałam o popijaniu piwka przed kominkiem? Jak się okazuje, był to ostatni raz. Mojego M. nosiło chyba i wziął się za rozbieranie tegoż paleniska. Na jego miejscu mamy zamiar postawić prostą kozę. Oczywiście dużo romantyczniej i większy efekt ma otwarty, ceglany kominek - zgadzam się. Niestety ta konstrukcja zabierała sporo miejsca i nie oszukujmy się - ciepło od tego zerowe. No chyba, że się siedzi dosłownie prawie w kominku ;) Nie do końca wiem, czego się spodziewać na miejscu, ale we wtorek się przekonam. No i koza może już nawet kupiona będzie do tego czasu...
Tak więc ku pamięci dla potomnych - tak to kiedyś wyglądało


Trochę żal... Jedną z większych atrakcji wakacji u Dziadziulków (tak się u nas mówiło) był właśnie ogień w kominku. Dlatego dla mnie to właśnie tytułowy "Koniec epoki". Marzyło mi się przerobienie go na taki typowo angielski. No ale nie na tym metrażu...

A jutro wielkie wydarzenie u mnie! Będę robiła galaretkę z porzeczek. Tak, tak, wielkie wydarzenie, bo ja jeszcze nigdy takich cudów nie działałam. Ostatnio tylko szybki mus rabarbarowy wg natchnienia od Gosi z HomeFocuss (ale o tym następnym razem).
Nie wiem jak u Was, ale nasza porzeczka poszalała. Tak - jedna porzeczka. Ugina się dosłownie pod czerwonymi kulkami. Wiem z doświadczenia, że nikt tego "nie przeje", no i zamarzyła mi się taka klarowna, cudna galaretka. No żeby chociaż jeden słoiczek taki był ;) Jutro zaraz po ćwiczeniach zabieram się do dzieła.

No tak - ćwiczenia. Może jak napiszę o tym tutaj, to nabierze mocy urzędowej. Postanowiłam wziąć się za siebie, a właściwie to za mój tyłek (przepraszam za dosłowność). Jego wielkość - ok, ale jędrność już słabo. I żeby było jasne - nie mam zamiaru wprowadzać żadnej diety, rezygnować z przyjemności typu piwko wieczorem itd. Daleko mi też do aerobiku, klubów fitness, a nawet jeżdżenia rowerem. Sport, prawie w każdej postaci (oprócz basenu i łyżew), jest dla mnie BLE! Znalazłam jednak 10-cio minutowy zestaw ćwiczeń na interesujące rejony. Póki co dwa dni, daję radę i jeszcze się nie zniechęciłam. Okazuje się nawet, że mam tam jakieś mięśnie, które da się ćwiczyć!  Największy ubaw ma Młody, który na ekranie (gdzie leci film instruktażowy) kontroluje, czy robię wszystko jak trzeba. Nie szczędzi mi też swoich uwag: "Jeszcze!", "Ćwicz dalej!", "Wyżej noga!". A dzisiaj rano? "Mamo, wstało słonko, możesz już ćwiczyć.". Z takim trenerem na pewno dam radę :)

25.06.2013

Pogoda barowa i 7 faktów

   To miały być pracowite, ogrodowe dni. Niestety pogoda miała swoje plany ;) W piątek odbyłam moją beduińską trasę (załadunek jeden z ciekawszych) do drugiego domu. Miałam nadzieję na oczyszczenie poletka truskawkowego do końca, ale z komarami nie wygrałam. Później już tylko deszcz, a wczoraj inne obowiązki. Mimo tego zapuszczenia owoce jakoś dają radę i codziennie  miseczka jest. Tylko dzisiaj nic nie zebrałam, bo ulewa od samego rana, a potem równomierne siąpienie z nieba. Pogoda iście barowa – dlatego siedzę przy kominku i popijam piwko ;)





Ta ulewa to dała się nam dzisiaj we znaki od rana. Lokalne podtopienia spowodowały przerwy w dostawie prądu. Oczywiście w godzinach, kiedy chciałam sobie zrobić poranną kawę. Gazu tutaj nie mamy… Dla chcącego jednak nic trudnego – rozpaliłam w kominku (chociaż z problemami, bo ciśnienie skutecznie to utrudniało), woda do garnuszka, sprytna konstrukcja i jakoś się udało kawkę przygotować :) Oczywiście jak już po 1,5-godzinnej walce  usiadłam z kubkiem w dłoni, to akurat prąd włączyli… Brak słów :)

Przy tej niesprzyjającej aurze postanowiłam się zabrać za 7 faktów o mnie – zabawę zadaną mi przez Lenę. Pomyślmy…
1. Nie cierpię sprzątać po pracy, tzn. mogę rwać chwasty cały dzień, ale już ich wynoszenie na kompostownik mnie irytuje; mogę zmywać góry naczyń, ale już nie chować potem do szafek; mogę szorować okna, ale nie płukać potem wiadra i szmatki, itd.itd. ;)
2. Szybko oceniam ludzi, ale bardzo rzadko się mylę (właściwie to nie przypominam sobie takiego wypadku).
3. Mam dobrą orientację w terenie – ciężko mnie zgubić w nowym mieście lub lesie na grzybach ;)
4. Jak się zdenerwuję, to przeklinam tak, że uszy więdną (oczywiście przy Młodym staram się pilnować).
5. Uwielbiam czytać. Najważniejsza jest dla mnie cała kolekcja L.M. Montgomery (nie tylko sama Ania), oraz mozolnie budowana kolekcja Pratchetta (tutaj mam jeszcze braki niestety). Do tych książek wracam często i zawsze znajduję coś nowego. M. tego nie rozumie, bo skoro raz przeczytałam, to po co się kurzy na półce…?
6. Ciężko mi wydawać pieniądze na siebie. Zawsze sobie żałuję i dłuuugo się zbieram gdy już muszę coś kupić (to tak od paru lat mam).
7. Zamartwiam się różnymi sprawami, często bez powodu. Po prostu za łatwo się przejmuję. Z tego powodu często nokautuję się do snu przy jakimś filmie, bo inaczej ciężko mi zasnąć przez kłębiące się myśli w głowie.

To tak bardzo w skrócie, ale co-nieco więcej o mnie dzięki temu wiecie :) Pozdrawiam cieplutko.

21.06.2013

Wyróżnienia i zabawy

  Już jakiś czas temu dostałam wyróżnienia i zostałam zaproszona do zabawy przez dwie dziewczyny. Na pierwszy ogień zadanie od Ani z Cube-Home :)
Wyróżnienie "W 3" - w trzech słowach opisać siebie. Naprawdę ciężka sprawa, ale spróbujmy... PLANUJĄCA, CIERPLIWA, często ZNERWICOWANA ;)

Kolej na 10 pytań:
1. DUSZA TOWARZYSTWA- TAK CZY NIE??? - Zdecydowanie nie (od tego jest mój M.)
2. ULUBIONY KWIAT WIOSENNY - Konwalia
3. A MOŻE JAKIŚ SPORT??? - Może lepiej nie ;) Najbliżej sportu jest dla mnie wędrowanie po górach
4. LENIUCHOWANIE CZY AKTYWNY WYPOCZYNEK??? - Raczej aktywnie, ale bez przesady :)
5.NAJDALSZA WYPRAWA DO... - Dużo tego nie było. Najdalej to południowa Chorwacja i północne krańce Walii.
6. KOT CZY PIESEK??? - W sumie to chyba oba, ale nie w tym momencie
7.MOJA MAMA TO... - Ha! Będzie to czytać... ;) The best po prostu.
8.KOCHAM... - Czytać!
9. DĄŻĘ DO... - Spokojnego i ciepłego domku.
10.BLOG DAJE MI... - Oderwanie od codzienności, mobilizację, możliwość poznania przemiłych osób.

Do następnej zabawy zostałam zaproszona przez Lenę, ale na te upały to dla mnie dzisiaj za trudne - 7 faktów o mnie! Jak już dobrze przemyślę, to się podzielę - może skonsultuję to z M. ;)

Aha, powinnam jeszcze kogoś nominować dalej. Nie chcę nikogo na siłę namawiać, tak więc kto ma chęć - ze szczególnym wskazaniem właśnie Leny i do pary Anny Marii. Zabawa w "W 3" i 10 pytań (zostawiam te od Ani, bo są bardzo dobre).

A dla tych, którym się chciało czytać - kwiatuszek lawendy :)


19.06.2013

Intensywny weekend

   To był dla mnie pracowity i intensywny weekend. Zaczęło się w piątek od wyprawy na ślub znajomych. Oczywiście nie mogło być zbyt prosto - jechałam sama z Młodym (M. dołączył już na miejscu do nas), obładowana znów jak Beduin, bo następnego dnia do drugiego domu na parę dni. W ostatniej chwili kończyłam jeszcze kartkę z życzeniami, ale jestem wyjątkowo zadowolona z efektu!


Na zdobionym papierze zrobiłam tłoczenia, kilka wyciętych kwiatków puncherem, wstążka i napis na kalce. W środku jest jeszcze mini kopertka na gotówkę z wzorem rub-on, ale już fotki nie zdążyłam zrobić.

Ślub (chociaż cywilny) był bardzo przyjemny, bo na dworze, w małym ośrodku nad jeziorem. Soczyste, zielone trawniki, stoliki z białymi obrusami, świece w lampionach i eleganckie przyjęcie grillowe. Podano również pyszny krem szparagowy lekko pikantny, który zaraz lecę powtórzyć w kuchni ;)

Reszta przedłużonego weekendu upłynęła mi na pracach ogrodowych w przyszłym domu. Roboty jest tam mnóstwo! Gdzie się człowiek nie ruszy, to trzeba siłować się o odzyskanie skrawka ziemi. W tych moich walkach odkryłam strasznie zarośnięte, zdziczałe już trochę truskawki. Chociaż dusiły się wśród chwastów, to owoce są! Na ile starczyło mi sił, to powalczyłam, ale efekt jeszcze nie jest zadowalający...


Na szczęście cukinie, które posiał Młody z moją mamą jakoś sobie dają radę (bo marchewka przepadła)!


Na walkach z chwastami upłynęła mi sobota i niedziela. Ale już w poniedziałek musiałam zrobić coś minimalnie twórczego, żeby nie oszaleć :) Padło na skromny zaczątek przyszłego warzywnika. Niestety żadnych desek nie znalazłam w piwnicy, za to odkryłam... stare piętra uli! Nie są one zbyt duże, ale szkoda ich nie wykorzystać. I tak powstała pierwsza skrzynka (bez dna).


Ta akurat jest z miętą, którą odkryłam (również uduszoną) w innym kącie ogrodu. Docelowo wszystkie moje ziółka będą w takich różnokolorowych skrzyneczkach.


I jeszcze zdjęcie poglądowe, byście wiedziały ile pracy przede mną w tym jednym zakątku (to tylko jego część).


Skrzyneczka taka samotna wygląda bardzo mizernie :) Ale już niebawem ustawię jej towarzystwo!

Tyle pomysłów, tyle pracy, a ręce tylko dwie :( Póki co pędzę do moich szparagów i zupy :)

14.06.2013

Zioła i pszczela paczka

   Od dwóch dni zawzięcie walczę z moim ziołowym zagonkiem. Po tych deszczowych dniach zrobiła się tam prawdziwa dżungla. Jeszcze trochę brakuje do zadowalającego mnie efektu, ale widać światełko w tunelu :) W moich bojach dzielnie pomagał ogrodowy krasnal.


Tutaj akurat byliśmy w trakcie pikowania tymianku i cząbru. Jak widać, przygotowaliśmy też skrzyneczkę do przyszłego ogrodu :) A zagonek zdominowany przez oregano. Musicie mi uwierzyć na słowo, że są też maliny, wspomniany tymianek i cząber, coś tam próbuje dać z siebie szczypiorek, a za szałwią ukrywa się jeszcze lubczyk. Bazylia w donicy wywędrowała dzisiaj w bardziej nasłonecznione miejsce, a natka króluje na innej rabacie.

Wspomniana szałwia lada moment będzie w pełni rozkwitu


Tak więc już za chwilę rozpocznie się tam koncert bzzzyczeń ;)

No a skoro o bzyczeniu mowa, to koniecznie muszę się pochwalić moją pszczelą paczką, która dotarła do mnie wczoraj od Dusi z bloga Syndrom Kury Domowej. Dostałam wspaniałe roślinki i to zgodnie z życzeniem - na ciężkie (czyt. piaszczyste) warunki ogrodowe. Roślinki oczywiście powędrują do nowego ogrodu :)


Dusia dołączyła również wspaniały prezencik (jak sama napisała) "na nową drogę życia". Jest to piękna zawieszka w pastelowych kolorach


Z ręką na sercu powiem, że do tej pory nie powalały mnie tego typu zawieszki widziane na innych blogach. Musiałam się dopiero na własne oczy przekonać, jakie to cudo może być. Zawieszka zajmie na pewno honorowe miejsce w naszym nowym domku, bo jest to pierwszy prezent jaki otrzymaliśmy do ozdoby naszego gniazdka :)

Dziękuję za wszystkie miłe słowa i witam nowe dziewczyny - już niedługo Was odwiedzę również :)

P.S. Nadal pamiętam o wyróżnieniach!

11.06.2013

Ruszyło!

   W końcu po tylu latach moich marzeń i planowania w wyobraźni coś się ruszyło! Pierwsze prace nad doprowadzeniem domku do stanu używalności zostały podjęte. Może i krok niewielki dla niektórych, ale dla nas znaczący. Biorąc pod uwagę, że prawie wszystkie prace wykonamy sami (z racji bardzo ograniczonego budżetu), to i wszystkie kroki będą malutkie ;)

Ten pierwszy krok to podłączenie się do kanalizacji. Do tej pory było szambo, chociaż studzienka na posesji założona - domek był wykorzystywany jako letniskowy, a ciągnięcie kanalizy 30 metrów dla moich Dziadków było średnią zabawą. Tego dzieła podjął się jednak mój M. w ostatnią sobotę.


Jak widać, już na samym początku popadł w lekki obłęd ;) Jednak dzielnie walczył i szedł w zaparte


Oczywiście nie miałby szans, bez pomocy Młodego :)


Do końca zostało jeszcze parę ładnych metrów, ale M. idzie jak burza. Człowiek orkiestra po prostu! Trzeba jeszcze przerobić kanalizację wewnątrz budynku, ale z tym też damy radę.

Przy okazji chciałabym w tym miejscu podziękować mojemu Małżowi, za ominięcie wszystkich malin i uchowanie mojej brzózki.

P.S. Zostałam niedawno wyróżniona i zaproszona do zabawy przez dwie dziewczyny - pamiętam o tym i zmobilizuję się lada dzień :)

5.06.2013

Króliczek

   Nie wiem jak u Was, ale u mnie pogoda typowo jesienna. Ciągle siąpi, temperatura też nie rozpieszcza - po prostu kicha. Do ogrodu wychodzę tylko sprawdzić czy już wszystko się utopiło czy jeszcze coś się uchowało. Obawiam się że bazylia i lawenda nie przetrwają :(

Tak więc pogoda w połączeniu z chorobą zmusiły mnie do pozostania w domu, a nawet w łóżku parę dni. I tym oto sposobem znalazł się czas na nowe dzierganie :) Podbudowana Waszymi komentarzami pod czapulkami i opaskami postanowiłam porwać się na coś nowego...

Młody już jakiś czas wspominał, że chciałby mieć przytulankę - króliczka. Że on niby sam taki Króliczek jest (trzeba zobaczyć na własne oczy jak sałatę wcina). Ale znaleźć takową i to jeszcze w niedużym rozmiarze graniczy z cudem chyba. Tak więc wzięłam sprawy w swoje ręce i oto on - Pan Królik :)
(Przepraszam za jakość zdjęć, ale same wiecie - słońca brak)


W wieczornym oświetleniu


I spotkanie prosto w twarz ;)

Oczywiście wciągnęło mnie to bardzo i w głowie już kolejne pomysły się kłębią! I znowu zapas włóczki trzeba powiększyć ;)

Ściskam Was cieplutko i OBY DO SŁOŃCA!

P.S. Jakby ktoś chciał, to króliczka będzie można zamówić sobie u mnie niebawem. Teraz jeszcze drugi egzemplarz testowy powstaje.