Mogłam ignorować wszelkie pytania "na żywo" z aluzją. Mogłam nawet przymknąć oko na maile (o ja niedobra!). Ale kiedy dzisiaj Kamila przywołała mnie do porządku pod poprzednim wpisem, to odwrotu już nie było. A jeszcze jak zobaczyłam datę tamtego wpisu, to zbladłam ;) Nie planowałam dzisiaj pisać. Wiecie, że poniedziałek to mój dzień wolny i chciałam go bezwstydnie spędzić w ogrodzie. Cumulonimbusy zaczęły jednak krążyć, gdzieś hen w dali zaczęło grzmieć, parówa na dworze niemiłosierna (oj będzie burza jak nic) - nie da się ryć w ziemi w takich warunkach. Tzn. teoretycznie się da, ale żadna przyjemność jako koszulka, spodnie, a nawet majciochy kleją się do człowieka. Do tego muszki wszelakie szału dostały i pożerają człowieka żywcem. W domu dwa prania wstawione, zmywarka też swoje przeleciała. Chciałam meble przestawić w pokoju dziennym, ale jednak sama nie dam rady.
Sumując wszystko powyższe rozsiadłam się wygodnie na kanapie i tylko zerkam jednym okiem, kiedy trzeba biec pranie ściągać.
Półtora miesiąca minęło od ostatniego wpisu. U nas po staremu i bez zmian. Jedynie ogród zarasta na potęgą, a ja przechodzę kolejny kryzys pod nazwą "nie wyrabiam". Czasami ma się ochotę rzucić to całe ogrodowanie w cholerę. Tylko co ja bym wtedy robiła?? :)
Co tam u mnie w wielkim skrócie?
Kwitły przepięknie niezapominajki :)
Moje ukochane konwalie też oczywiście były i pachniały bosko. Niestety jakoś przegapiłam czas, by zrobić im zdjęcie... Ponieważ jakiś czas temu ogarnęłam z lekka teren przed wejściem do domu, to konwalie miały szansę się rozrosnąć i zająć więcej miejsca - konwalii nigdy za dużo ;)
Po raz pierwszy moje włości nawiedził taki oto gość:
Spodobały się mu zaciszne kąty pod folią :)
Muszę się Wam jeszcze pochwalić prezentem jaki zrobiłyśmy sobie z Niezapominatką na swoje urodziny. Porzuciłyśmy naszych mężów z dziećmi, a same urządziłyśmy sobie weekendowy wypad do Kasi na jej Wiosenny Kiermasz Sadzonek :) Było suuuuuper! Wiadomo - Kasia, Andrew i ich ogród to ogromne inspiracje dla takich zwariowanych ludków jak ja. Niestety (dla Was) zrobiłam bardzo mało zdjęć. Wolałam chłonąć wszystko sobą, pomagać jak mogłam i poznawać nowe sympatyczne osóbki :)
(Grzmi i wieje coraz bardziej. Lecę zamknąć tunel foliowy zanim odleci!)
***
Gdzie to ja byłam...? Aha! Wyjazd do Kasi. Jej ogród jak zawsze wyglądał jak na sterydach (ponoć to ściółka z obornika tak działa). Normalnie śmiech na sali porównując jej i moje ostróżki :D A jeszcze u niej tak ślicznie podparte!
Ludzi na Kiermasz przyjechało pełno. Ja przywiozłam trochę swoich sadzonek pomidorków i papryczek na rzecz Fundacji Burego Misia (od których swoją drogą kupiłam przepyszne serki i na pewno jeszcze zamówię, bo mają sklepik na stronie). Poszły chyba wszystkie moje sadzoneczki (zostały chyba dwie chilli) - nawet nie podejrzewałam jaka to radość będzie dla mnie!
Był też mały pokaz obsadzania donic. Tzn. donic... Kasia akurat wybrała skrzynkę po owocach. Mam identyczną :D Aktualnie przymierzam się jaką kompozycję w niej stworzyć!
Bezczelnie chciałam podkraść to, co wsadziła Kasia, ale się nie dało - ciągle ktoś się tam kręcił :D ;)
Jeszcze Wam się pochwalę w jakim pięknym zakątku nocleg miałyśmy :)
Jeziora akurat kwitły, ale gdyby nie to, to dałabym nura ;) Może jak uda się wybrać w odwiedziny w sierpniu...?
Czuję, że jest jeszcze pełno rzeczy, o których powinnam i chcę napisać, ale trzeba by jakiś obiad przygotować ;) Na zakończenie dziś rzut oka na moje czosnki (oczywiście zapomniałam, że wsadzałam je jesienią i zastanawiałam się co to mi rośnie na środku rabaty ;) )
Ściskam Was cieplutko. Piszcie, komentujcie, a jak będzie trzeba, to przywołujcie do porządku ;)
Ania