I znów sporo po północy a ja dopiero do posta siadam. Dziś na szybko i zupełna prywata, bez żadnego handmade itp. Musiałam się jednak pochwalić moim dorosłym synkiem :) Mój M. oświadczył mi ostatnio, że mężczyźni dojrzewają do 3 roku życia a potem już tylko rosną. To chyba teraz z Młodym zacznie się pod górkę? ;)
Wracając jednak do tematu. Urodziny były, ale bez przyjęcia w tym roku. Bratowa dwa dni temu urodziła córeczkę, więc nikt nie ma głowy do innych spraw. Ale oczywiście mała słodkość się pojawiła. I to dokładnie według życzeń Młodego, który oświadczył: "Truskawki i bita śmietana". Spód na szybko - z ciasta francuskiego.
Od tej bitej to chyba jutro będę miała zakwasy ;) A truskawy oczywiście mrożone, bo ta chemia w sklepach teraz aż po oczach bije ;)
Efekt końcowy generalnie skromny, ale marzenie synala spełnione, a to najważniejsze :)
No i jeszcze na sam koniec ON - zamyślony nad przemijaniem ;)
Przed kilkoma dniami zostałam zaproszona do tej zabawy przez Anię z Cube-Home. Postanowiłam skorzystać, bo to chyba najprostszy sposób, by powiedzieć coś o sobie. Z założenia miały to być fotoodpowiedzi, ale musiałam wzbogacić je opisem tu i ówdzie :) Zaczynamy!
1. Codziennie widzę - Pluszaki Rozrabiaki
To seria gier komputerowych dla dzieci wydawanych z gazetką. Młody ma po prostu fioła i nie ma już dnia bez Pluszaków. Zadziwiające jak taki maluch (we wtorek skończy 3 lata) szybko łapie obsługę komputera, myszki... Tylko żeby krzyk się teraz nie podniósł - kontrola rodzicielska i limit czasu jest :)
2. Ubranie, w którym mieszkam - beżowy rozpinany sweter z kapturem
Oczywiście znienawidzony przez mojego M., który najchętniej by go spruł, spalił i zadeptał ;)
3. Ulubiona pora dnia - baaardzo późny wieczór
Właściwie dopiero po 22ej zaczynam "swoje" życie. Młody śpi, dom jako tako ogarnięty i mam w końcu czas, by poczytać Wasze blogi, włączyć sobie film, poczytać książkę. A towarzyszy mi ta lampka solna ze zdjęcia. Mój M. ma tendencję do lizania jej... Kilka zim i się skończy ta lizawka ;)
4. Coś nowego - suknia ślubna
Tak, tak - już niedługo mi się przyda. Kupiona na Allegro (zdjęcie z aukcji właśnie) za po prostu śmieszne pieniądze. Muszę się pochwalić, bo sama w to nie wierzę. Zaznaczam, że suknia jest nowa i sam dół składa się z 4 warstw. No więc razem z przesyłką kosztowała mnie... 50 złotych polskich :) I jest jakby szyta na mnie!
5. Właśnie tęsknię za - własnym domkiem
Czeka na nas do remontu pod Poznaniem. Wiem, że nie wygląda szałowo, ale poczekajcie tylko aż z nim skończę... za jakieś 20 lat pewno ;)
6. Piosenka, która za mną chodzi - Coverdale/Page "Take Me For A Little While"
Wraca do mnie jak bumerang od kiedy pierwszy raz usłyszałam.
7. Nagłówek mojego tygodnia - syrop z cebuli
Oczywiście to tylko w tym tygodniu a nie każdego ;) Młody próbował się znów rozchorować, ale mu nie pozwoliłam :)
8. Najlepszy moment tygodnia - przyjazd mojego M.
Przez większość tygodnia, ze względu na pracę, dzieli nas 100 km. Dlatego zawsze się cieszę, kiedy jest już z nami :)
9. Kim chciałam być jako dziecko - architektem. I tutaj bez zdjęcia, bo nie mogłam się dokopać do moich "projektów" z tamtych lat. Zaznaczam jednak, że to była pełna profeska z rzutami pięter, czterema elewacjami itd. :)
10. Nigdy nie rozstaję się z - pierścionkiem zaręczynowym
Śpię z nim, kąpię się, zmywam, ryję w ziemi...
11. Co może się znaleźć na mojej liście życzeń - szczęście synka
Oczywiście marzy mi się fajne autko, praca w której mogłabym realizować swoje pasje itp. itd. Ale zawsze ponad tym jest ten mały mężczyzna :) Tutaj akurat na kocich łbach z poznańskiego rynku.
12. Miłość od pierwszego wejrzenia - jazda na motocyklu
Chociaż mój M. w głębi duszy chyba w to wątpi, to naprawdę lubię mu "plecakować". Sama jeszcze nie jeżdżę, ale i na to przyjdzie pora.
13. Co robię przez cały czas - opiekuję, wychowuję i zabawiam Młodego
Mam to wielkie szczęście, że (jeszcze) mogę mu poświecić większość mojego czasu. Chociaż czasem mam ochotę włosy z głowy rwać, to "Dziękuję Mamusiu" rekompensuje wszystko.
14. Zdjęcie tygodnia - codziennie chociaż chwilę na to poświęcam
A jeśli chodzi o wyjaśnienia, to już niedługo stosowny post będzie ;)
15. Ulubione słowo - właściwie to dwa. "To brawo!". Znów bez zdjęcia ale z wyjaśnieniem. To ostatnio ulubione wyrażenie Młodego. Codziennie miewamy kilka dialogów w stylu "- Zrobiłaś sobie herbatkę? - Tak Kochanie. - TO BRAWO!" ;)
16. Najlepszy moment roku - wyjazd w Stołowe
Na początku października zrobiliśmy sobie weekendowy wypad w Góry Stołowe. Młody przedreptał z nami szlaki jak zawodowiec!
17. Ktoś kto zawsze potrafi mnie uszczęśliwić - moje chłopaki
Tak po prostu. Moje dwa wariaty :)
Uff...To by było na tyle. Jeśli ktoś ma ochotę, to zapraszam do zabawy. Ja osobiście nominuję:
Oczywiście jeśli dziewczyny już się w to bawiłyście, albo nie macie ochoty, albo po prostu czasu Wam brakuje, to nie czujcie się do niczego zobowiązane. Ale to fajny sposób, żeby choć trochę się poznać. Nie ukrywam jednak, że 17 pytań w takiej formie to sporo ;)
Dzisiaj bardzo krótko. Chciałam tylko pokazać mój wczorajszy wypiek. Znów chlebek, ale tym razem razowy z miodem. Oczywiście wg przepisu z Pracowni Wypieków. W oryginale jest z lawendą, ale ja z braku dodałam suszonej bazylii. Wyrastanie w koszyku oczywiście okazało się dla mnie pomyłką, bo ciasto jakieś takie rzadkie mi wyszło. Tak więc ostatecznie wylądowało w keksówce. Najważniejsze, że wyszło i to pysznie. Posmak miodu, wyczuwalny zwłaszcza w skórce - rewelacja dla mnie!
Do zdjęć udało mi się dorwać dosłownie końcówkę. Młody zajadał bez opamiętania :)
Biorę też udział w losowaniu takiego oto candy, a była prośba o podlinkowanie także w poście :)
To by było na tyle dziś. Zapraszam jutro na kilka informacji o mnie - zostałam zaproszona do takiej zabawy :)
Wczoraj tak mi się marzyło o tej wiośnie, a tym moim postem chyba tylko ją spłoszyłam. Jakoś jak go pisałam to akurat musiało zacząć sypać za oknem... A ja taka beztroska i nieświadoma co się dzieje. Dopiero jak syn zmusił mnie do odsłonięcia zasłon to szok przeżyłam ;) Nie mam nic przeciwko śniegowi - na zimowe zabawy w sam raz. Ale chyba słońce mogłoby do tego świecić jak już się wypadało?
Z mojego czarowania wiosny nic nie wyszło, ale jej namiastka pojawiła się w domu. Biedna cebula hiacynta, którą razem ze szklanym wazonikiem kupiłam na przecenie, i która stała długo zapomniana w przedsionku, teraz ożyła! Jakoś tak wyszło, że w tym roku inne hiacynty nie zagościły u mnie, więc ten jeden który się jednak szykuje bardzo mnie cieszy :)
Mając już w ręce aparat postanowiłam utrwalić mój mały projekt sprzed kilku dni. Sądziłam, że ta robótka to będzie wyzwanie, ale nie było tak trudno :) To czapeczka, którą wyszydełkowałam dla malutkiej bratanicy - lada dzień pojawi się ona na świecie. Mam tylko nadzieję, że wpasowałam się z rozmiarem na wiosenne spacerki...
Teraz chyba sobie zrobię podobną. To będzie miły przerywnik w większym projekcie, który majstruję od miesiąca pomalutku (a czas zaczyna gonić) - ale o tym innym razem.
Oficjalnie mam już dość. Wyczerpały się moje siły, nastąpiło przemęczenie materiału. Proszę o chociaż jeden dzień ze słońcem! Nie mogę już patrzeć na to szare niebo, resztki śniegu i zimowy brud. Mój kryzys rozpoczął się wczoraj, kiedy Młodemu znów zatkał się nos i zaczął pokasływać. Poprzednia infekcja ciągnęła się praktycznie od końca października i ledwo co spokój był. Na szczęście nauczona już, zaraz zaczęłam parzyć majeranek i lipę, a na kaloryferze puszcza soki syrop z cebuli. W ruch poszła też mgiełka solankowa więc "siwy dym" w pokoju jak to synalek mówi :) Serce mi się kraje na samą myśl ile sztucznych świństw biedak się nałykał w poprzedniej chorobie... W tym roku zrobię wielkie zapasy na sezon chorobowy - syrop z mniszka (niech Cię za to ozłoci Ila), wyciąg z igieł sosny (hura dla Green Canoe) i kosze suszonego majeranku.
Właściwie dzisiejszy post miał być zupełnie o czymś innym. Jednak brak słońca = brak chociaż jako-takich zdjęć. Dlatego na przywołanie wiosny moje krokusiki, które wyciągały się do promieni dwa tygodnie temu. Ciekawe jak teraz się mają malutkie?
Och, móc już pogrzebać w ziemi... Póki co czekają nasionka ziół na wysianie :) A od wakacji - nowy ogród?
P.S. Przepraszam za to narzekanie, ale po prostu musiałam dać ujście tym uczuciom. A teraz z wiarą, że jutro choć kilka promieni ujrzę biorę książkę w łapkę i postaram się zrelaksować :)
No to jestem po mojej inicjacji pieczenia chleba! Trochę stresu było... Wczoraj pod wieczór wymieszałam co trzeba, ustawiłam miskę koło kaloryfera i trzymałam kciuki. Rano kilka kamyszków z serca spadło, no ale wiadomo, że coś jeszcze może pójść nie tak. Po godzinie wyrastania w formie mój przyszły chleb wyglądał tak:
Niby bez wielkiego szału, ale coś tam sobie urósł. Najgorzej, że nie miałam porównania, jak to właściwie powinno wyglądać ;)
Potem chlebuś poszedł do piekarnika. Z temperaturą i czasem trochę kombinowałam, bo górna grzałka mi szwankuje i generalnie używam termoobiegu. Kiedy już zapach (na szczęście nie spalenizny) przeniknął cały dom, stwierdziłam, że chyba starczy ;) Efekt wizualny po wyjęciu był całkiem zadowalający.
W tym momencie została już tylko jedna sprawa do sprawdzenia, no ale musiałam poczekać aż chlebek przestygnie. Oczyma wyobraźni widziałam "piękny" zakalec. Z ręką na sercu i nożem w dłoni ukroiłam pierwszą kromkę i...
Może dziury nie takie ładne jak Lisce w Pracowni Wypieków wyszły, ale dla mnie bomba!
W planach mam teraz dojście do jako-takiej wprawy z tym chlebusiem i powoli będę się przymierzać do własnego zakwasu. Tylko gdzie ja znajdę taki ciepły kąt, żeby on sobie dobrze żył?
Nie da się dziś uciec od informacji, że to Walentynki! Ja osobiście nie obchodzę, bo:
1. Za dwa dni mam dużo ważniejsze święto, czyli rocznica pierwszego spotkania z moim przyszłym jeszcze niedoszłym :)
2. Mamy w Polsce swoją Noc Kupały, to po co nam jakieś zagraniczności?
Pomimo tych dwóch powodów, to jednak zrobiło się dziś u mnie trochę "miłośnie". Sprawiły to szydełkowe serduszka. Już zapomniałam jak bardzo lubiłam kiedyś szydełko, jak mnie to wciągało i relaksowało. A tego ostatniego potrzebuję bardzo ostatnio! Młody jakiś dziki okres przechodzi, do tego poradnia przedmałżeńska, spisywanie protokołu przedślubnego... Głowa puchnie.
Serduszka nie są idealne, bo tylko takie resztki włóczek dopadłam w domu. Ale lada dzień będzie troszkę więcej tych czerwonych do mini projektu, który mam w głowie :)
A ponieważ zdążyłam dokupić już włóczki, to tutaj początek ciut ambitniejszego jak dla mnie projektu. Jego wyniki mam nadzieję będę mogła zaprezentować lada dzień.
Już na sam koniec tego posta mała zapowiedź jutrzejszego dnia u mnie. Podjęłam ambitną próbą upieczenia chlebka :) Na początek coś łatwego ponoć, czyli "Łatwy chleb pszenno-żytni dla zapracowanych" z Pracowni Wypieków.
Nie wiem co z tego wyjdzie, ale na pewno się nie poddam. Mam dość faszerowania się pseudo pieczywem ze sklepów!
Znowu dzisiaj zimno, szaro i ponuro u mnie :( Standardowo już boli mnie głowa i najchętniej przeleżałabym cały dzień pod kocykiem z książką. Nawet jakiś śnieg posypał dziś trochę - ale ten niemiły, drobny, wymieszany lekko z deszczem.
Dlatego na poprawę trochę mojego humoru uzupełnienie wczorajszego posta :) Na pierwszy ogień mój wieniec z drzwi.
W takim moim stylu on właśnie. Co roku tylko pojawia się jakiś nowy element. Ostatnio była to kora cynamonu.
Teraz niestety drzwi już straszą pustką. A żeby mógł powstać wiosenny wieniec, to muszę się wybrać na "pożyczkę" do lasu. No ale jak w taka pogodę?
A na malutki dodatek jeszcze moja mini choineczka adwentowa. Nie miałam w tym roku czasu na przygotowanie wieńca adwentowego, więc powstał taki substytut :) Zdjęcia trochę niedoświetlone, ale robiąc je nie wiedziałam jeszcze, że wylądują na blogu!
Na koniec tego wpisu gorące podziękowania dla dziewczyn, które mnie tak miło powitały. A szczególnie dla Ili i jej słowa zachęty w mailu :)
P.S. Obiecuję w następnych postach iść już w kierunku wiosny :)
Trochę miałam opory przed przygotowaniem tego posta. Bo wszyscy (a właściwie wszystkie) do których zaglądam piszą już o wiośnie. Podbudował mnie jednak wpis Dag-eSz, która także trochę wiośnie wbrew.
A o co właściwie chodzi? Ano o moją choinkę :) Trochę za późno wystartowałam z tym blogiem, żeby móc pochwalić się całym swoim wystrojem świątecznym, ale co mi tam! Święto Ofiarowania Pańskiego raptem tydzień temu było, tydzień temu zniknęła nasza choinka, a wspomnienia o niej wciąż świeże ;)
Nie jestem (jeszcze) mistrzem fotografii, ale poprawię się. Może Młodemu lepiej poszło, bo jak widać też pstrykał ;)
Brzezina moja. Hmm... Optymistycznie nazwałam sobie tego bloga. Ale przecież trzeba wciąż marzyć :) Myślałam o tym pisaniu i myślałam. Przez ostatnie dni zaczytywałam się i oglądałam dokonania innych dziewczyn i w końcu zabrałam się do działania.
Skąd nazwa? Ano skrawek ziemi na mnie czeka, ale póki co jeszcze nie jest tak naprawdę mój. A tym bardziej nie ma tam brzeziny :) Jednak ten rok będzie rokiem zmian (mam nadzieję tylko pozytywnych) i wszystko powoli zacznie się krystalizować. Póki co późnią jesienią wsadziliśmy cztery brzózki i tak na nas czekają biedulki.
Blog ten z założenia ma być swoistą kroniką tych wszystkich przemian i naszego wspólnego budowania gniazda. Właściwie powinien powstać już kilka lat temu - gdy staliśmy się małą rodzinką, ale chyba dopiero teraz będę mogła w pełni pokazać kim jestem i kim chcę być. Lepiej późno niż wcale :)