30.03.2015

Urlop i inne przypadłości

Na urlopie planowałam słońce. I gdzie ono jest ja się pytam? Dzisiaj przerobiliśmy wszystkie zjawiska pogodowe poza śniegiem. Było ostre słońce, wichura, ciemność jak w d..., wiosenny deszczyk, szkwał, grad... W ogrodzie udało mi się tylko koperkiem sypnąć na mojej pierwszej grządce wzniesionej. Ta na szczęście powstała tydzień temu. Potem to już standardowo plan się u nas posypał. Młody pochodził CAŁE dwa dni do przedszkola i przytargał nowego wirusa. Ja natomiast doznałam kontuzji pewnej części ciała i dwa dni miałam z d... (dosłownie).

Wracając jednak do grządki, to mały di-aj-łaj, bo wiem, że kilka ciekawych kobiet czeka.
Montaż był już ostatnio. Pisałam też, że obsmarowałam zabezpieczającym cósiem z zewnątrz. Po ustawieniu w wybranym miejscu obłożyłam wewnętrzne boki folią tunelową nabytą drogą kupna i przyciętą na paski trochę szersze niż wysokość grządki.


W ruch poszły małe gwoździki i młotek.


Następne małą łopatką wykopałam rów wzdłuż krawędzi, żeby opuścić końcówkę foli poniżej poziomu desek.


Potem przekopałam z grubsza ziemię wewnątrz grządki (była już raz przekopana w zeszłym roku, ale tak sobie musiała czekać).


Na dno wrzuciłam trochę zgrabionych liści, obcięte badyle maści wszelakiej. Potem nastąpił najgorszy etap, czyli noszenie kompostu z pryzmy po przeciwnej stronie ogrodu.


Mam nadzieję, że przy następnych grządkach namówię na to noszenie męża, bo ja myślałam, że ducha wyzionę. Ale jak się baba uprze...
Badziewie wszelakie i kompost wypełnił kwaterę do ciut ponad połowy wysokości. Na to przyszła warstwa zakupionej ziemi ogrodowej (z torfem i obornikiem). Wrzucanie tego to już był pikuś w porównaniu z kompostem ;)

Na koniec najprzyjemniejsza robota czyli sianie bobu, groszku, szpinaku i wsadzenie bobu podpędzonego w domu.


Tutki od papieru toaletowego sprawdziły się idealnie i w takiej formie powędrowało to-to do ziemi.


Kołderka na dobranoc i można było paść na pysk ;)


No, to o grządce  byłoby na tyle póki co. W innej części ogrodu posadziłam dymkę, udało mi się wsadzić część zakupionych krzewów, przystrzygłam wrzosy, wsadziłam cebulki frezji, popieliłam i uprawiałam ogólny obchodzizm i patrzaizm :D

W domu kolejna część siewów dzisiaj za mną. Pierwsze już popikowane. Chilli będę miała tyle, że chyba na handel się gdzieś ustawię ;) Oczywiście nie ma już miejsca na palety i doniczki - czekam kiedy M. wybuchnie...

Co jeszcze u mnie? Serwetka do koszyczka ciągle się dzierga i nie wiem czy do Świąt wyrobię. Tym bardziej, że zmiana czasu tak mnie rozbiła, że zamiast wstawać teoretyczną godzinę później, wstaję dwie. Oczywiście wieczorem kładę się standardowo i tutaj zmiana czasu nie obowiązuje ;)

Przeczytałam też ostatnio pewną książkę, ale o niej zrobię krótki wpisik w najbliższych dniach.

Na koniec w ramach ogłoszeń parafialnych informuję, że zapisałam się (z matką moją) na Warsztaty Serowarskie i Chlebowe organizowane przez Akademię Siedliska pod Lipami - odbędą się w Folwarku Wąsowo na koniec maja (pierwszy termin jest już w połowie kwietnia). Może znajdą się inne chętne z Wielkopolski? Żeby nie było, że taka ogarnięta jestem, to o warsztatach dowiedziałam się na FB dzięki Magdzie z Zielonej Pracowni :) Więcej informacji tutaj.

To tak z grubsza tyle na dziś. Chaotycznie, bo bez planu pisałam ;) Święta za pasem a u mnie w domu armageddon - jak zawsze będzie szał na ostatnia chwilę.


20.03.2015

Słów kilka przed urlopem

Zaćmienie, przymrozek - czyli wiosna z przytupem się zaczyna. Ten mrozik rano to już by mogła sobie pogoda podarować. Ja wiem, że "W marcu jak w garncu", a "Kwiecień - plecień, bo przeplata...", jednak moje plany urlopowe nie obejmują spadków temperatury poniżej zera ;)

Tak dzisiaj rano wyglądały moje świeżo wyklute mini żonkile.

Krokusy już powoli zaczynają padać na twarz ;)

Urlopik oficjalnie zaczynam jutro, ale ogrodowo dopiero w niedzielę będę mogła się wypuścić. Lista spraw pilnych i pilniejszych na tym moim skrawku ziemi rośnie z każdą minutą. Kilka roślinek domaga się awaryjnego przesadzenia i to jak najszybciej. Choinka świąteczna cierpliwie czeka na wprowadzenie się na włości (piękny egzemplarz nam się trafił i nie zmarniał o dziwo od grudnia). Wczoraj też dotarła moja przesyłka ze Szkółek Konieczko, więc też jak najszybciej na stałe miejsce muszą roślinki powędrować. Ciekawe tylko gdzie mam wsadzić ten pigwowiec, który mama sobie zażyczyła... O świerku, który przyjechał w gratisie nawet nie wspomnę :D

I jeszcze ujęcia z dzisiejszego poranka:

Pierwiosnki jakby cukrem obsypane zostały!

Golteria tak samo.

Oprócz tego w tym moim wolnym czasie czeka mnie kilka zaległych wizyt i spotkań ze znajomymi. M.in. wybieram się do naszej Niezapominatki, która obiecała mi dzisiaj bulwy dali i kanny :) Zrobimy też sobie wymiankę co ciekawszych nasionek naszych ;) Przy okazji: Niezapominatka szuka nasion fasoli Lady Di - może któraś z Was ma i mogła by kilkoma podzielić się z nią?

I jeszcze szyba samochodowa z rana- ostatnie mroźne foto ;)


Dzięki kilku awaryjnym pracom ogrodowym z ostatniego poniedziałku nieoczekiwanie wyłonił mi się nowy plan zagospodarowania ogrodu. Oczywiście pracy w tym temacie jest na kilka dobrych lat, ale wstępny zarys będę mogła Wam pokazywać w ciągu całego tego sezonu (jeśli tylko niektóre rośliny mnie nie zawiodą). Jednak niezmiennie póki co to warzywnik jest moim oczkiem w głowie i to jemu na pewno poświęcę najwięcej czasu.

A tak u nas było w poniedziałek właśnie:


I przyjechała góra dobroci do mojego warzywnika :)


Poza tym u nas już standard, czyli Młody znowu jakieś świństwo złapał w przedszkolu i tydzień zalegał w domu. M. w związku z tym na głowę dostawał, bo poza remontem pokoju Młodego musiał jeszcze jego ogarniać. Z remontem krok za krokiem swoją drogą. Oczywiście w naszym żółwim tempie, ale jednak. Wylewka pod podłogę gotowa, stare ścianki działowe z dykty czy czego one tam były - rozwalone, tapety zdarte, ściany wygipsowane, okna prawie wykończone, parapety drewniane lada moment zamontowane będą, stelaż do nowej ściany częściowo już stoi. Jeśli świat się nie zawali, to do Świąt panele położone będą i Młody z całym zabawkowym majdanem przeniesie się w końcu do siebie :)

Z racji remontu oczywiście przygotowań do Świąt u mnie zero. I do ostatniej chwili na pewno tak będzie. Jedyne co się dzieje w temacie to dzierganie przeze mnie serwetki do koszyczka - jak skończę to się pochwalę :) A! Wykupiłam też całą serię książeczek o piratach w Biedrze dla Młodego na tzw. Zająca. Nie pamiętam czy już wspominałam, ale on chce mieć pokój piracki połączony z elementami lego ;) Dlatego co mi się rzuci w oczy związanego z piratami, to biorę w ciemno!

Aha! To, że będę na urlopie nie znaczy oczywiście, że zniknę aż do Świąt. Będę, będę i jak tylko się uda to pokażę postępy w warzywniku :)


13.03.2015

Dzieje się... wiosna :)

W zeszły weekend zawitała do nas wiosna! Ze słońcem, z ciepełkiem wiosennym... Było bosko! U Was też?


Dzisiaj mam kilka spraw do przekazania / pokazania i nawet sobie zrobiłam plan posta :D żeby o niczym nie zapomnieć (co zdarza mi się całkiem często).

Po pierwsze, to moje fioletowe krokusy jednak zechciały się pokazać - oczywiście dziewczyny w komentarzach pod ostatnim postem miały rację. Całkiem sporo jasnofioletowych wyszło (te wyżej to inne niż te niżej ;) )


Białych też jest kilka kępek


Ciemnofioletowe na samym końcu postanowiły się ujawnić


Cieszą oczy kolorkami na tym szaroburym tle


A ileż bzyczącego życia na nich w tym słoneczku było! Sama radość. W drodze na kompostownik spotkałam też poniższego obywatela (jak dobrze, że blogerka ma zawsze aparat w kieszeni!)


Tak jak zapowiadałam ostatnio, w niedzielę wzięliśmy się (no głównie M. się wziął) za składanie moich wymarzonych wzniesionych grządek. Dla tych zainteresowanych powtórzę, że zakupiliśmy w tym celu deski ze świeżej sosny.


Idealnie byłoby mieć tutaj dąb (wow) albo chociaż modrzew, którego nie trzeba ponoć zabezpieczać. Jednak mój portfel nie uwzględniał w ogóle tych opcji. Poza deskami na grządki mamy tutaj jeszcze ponad 50 sztuk metrowej długości na  dwukomorowy kompostownik. W sumie niecałe pół kubika drewna nam wyszło. Grządki będą 4, nie do końca ortodoksyjnych wymiarów. Ich wielkość dostosowałam do istniejącego zagospodarowania terenu powstającego warzywnika. Co i jak możecie znaleźć w pierwszym numerze Gardener's World którym się inspirowałam (i którym przekonywałam mojego M.) oraz oczywiście u Kasi i Andrew Bellingham :)
Konstrukcja grządek jest prosta jak budowa cepa i można to zrobić na kilka różnych sposobów zapewne. U nas było tak:


Powyżej w trakcie pracy oczywiście, poniżej efekt końcowy. Jednak M. postanowił w międzyczasie wykorzystać swoją konstrukcję jeszcze jako miejsce posiedzenia, w trakcie pierwszego w tym roku grilla ;)


Kolejnego dnia wzięłam się za zabezpieczanie powierzchni. Nie bardzo mi się to uśmiechało ze względu na ilość różnych substancji chemicznych wykorzystywanych we wszystkich impregnatach, ale też chcę, żeby grządki trochę wytrzymały... Analizując to głęboko podjęłam decyzję, by impregnować tylko od strony zewnętrznej. Od wewnątrz grządka po bokach będzie dookoła wyłożona folią tunelową. Jak to się sprawdzi - powiem Wam na koniec sezonu ;)

Dwie grządki są już złożone, dwie kolejne mogą jeszcze chwilę poczekać. W najbliższy weekend (jeśli pogoda pozwoli) czeka mnie napełnienie ich zalegającym w wielkim kopcu kompostem.

W czasie kiedy M. składał grządki do kupy ja oczyściłam teren  dawnego tunelu foliowego, gdzie obecnie na jednej części rosną szparagi. Druga strona jest przeznaczona pod te najwcześniejsze wysiewy do gruntu. Przenosi się tam również mój inspekt z okna sklecony w zeszłym roku. Przesadziłam też ząbki czosnku wkopane w zeszłym roku między truskawki. Wypuściły już zieleninkę i mam nadzieję, że po tej przeprowadzce coś tam z siebie utworzą jak trzeba ;)


Po skończonej pracy oczywiście zasłużona "siłownia" ;)


Wracam do mojej listy, bo znowu gdzieś bokiem poszło mi pisanie posta ;)

Wiem, że kilka z Was boleje nad brakiem ogródka i tym, że nie może uprawiać swoich warzywek. Oczywiście nic bardziej mylnego! Nie dość, że powstają specjalne odmiany do uprawy w pojemnikach, to wiele tych "zwykłych" też się do tego nadaje. Jeśli ktoś dorwał drugi nr Gardener's World po polsku, to jest tam całkiem sporo o takich uprawach, co się nadaje i jak.
Przy okazji, to ja nie reklamuję tej gazety i nic nie dostaję za to - po prostu bardzo mi się podoba :D

Jeżeli chodzi o moje wysiewy domowe, to póki co wszystko idzie bardzo dobrze. Najlepiej sobie radzi sałata, ale to było do przewidzenia. Jednak dzisiaj rano dojrzałam też pierwsze dwa kiełki bobu w tutkach po papierze. I tutaj mała dygresja - sprawdzają się świetnie póki co, ale trzeba pamiętać o podlewaniu (ja używam spryskiwacza do wody), bo kartonik szybko przejmuje wilgoć i wysycha.

Przedwczoraj wykiełkowały też papryczki chili, te kupione z mini szklarenką w Lidlu. Bardzo mi się podoba podłoże, które tam jest. Równiutkie, gładziutkie, bez grudek - wygląda jak z obrazka ta uprawa ;) Jakby ktoś wiedział o całym takim wielkim worze do kupienia to ja chcę. Bo do pozostałych siewów mam takie zwykłe do siewów z LM. Nie pamiętam producenta...

Przed poprzednim weekendem, jak mnie tak ogrodowo nosiło, to zamówiłam sobie jeszcze małe co-nieco przez internet ze szkółki. Drugi raz zamawiam już w Szkółkach Konieczko, poleconych mi przez Magdę. Mają duży wybór, bardzo przyzwoite ceny moim zdaniem, no i pięknie zabezpieczone przyjeżdżają do domu kurierem. Kupiłam same pyszności :D - aronię, dwie róże pomarszczone, pigwowca, czarną porzeczkę i świdośliwę.

Pracy przede mną co niemiara, kolejne siewy czekają, mama jakieś kłącza do wkopania jeszcze kupiła (nie pamiętam już co). Żeby jakoś to wszystko ogarnąć, to od 21go udaję się na urlop aż do końca Świąt. Cieszę się na niego bardziej, niż gdyby to miał być wyjazd w tropiki ;)

A na koniec ogłoszenie parafialne ;) Czy są chętne kobiety z Poznania, okolic i nie tylko na spotkanie "w realu"? Tzn. wiem że są, ale jak tam u nas z czasem? Ja mogę każdego dnia poza 21ym, bo czeka nas rodzinna uroczystość. No i wiadomo, że trzeba by szybciej niż później, bo im dzień dłuższy, a słupek rtęci wyżej, tym bardziej niektóre z nas będą nieosiągalne :D Zbieram podpisy na listę, najlepiej ze wskazaniem terminu kiedy pasuje.

Pędzę odpisać na Wasze ostatnie komentarze. Ściskam.


5.03.2015

Rzutem na taśmę

Dzisiaj krótko i treściwie będzie.

Że krokusy wyszły z ziemi to już pisałam. Jednak ostatnio zakwitły w końcu i ja się pytam: gdzie są fioletowe? Póki co same żółte i jakieś takie biało  mieszańcowe.


Oczywiście co chwilę pada, a pogoda nie może się zdecydować co chce ze sobą zrobić. Większość z Was o tym pisze i nic dziwnego - pełen przegląd asortymentu meteorologicznego mamy.


I chociaż taka kicha na dworze i ciemności egipskie w domu, to rozpoczęłam siewy na rozsady.

Zdjęcie musiałam sztucznie rozjaśnić, żeby coś było widać ;) I teraz kilka uwag o:
- zainwestowałam w tym roku w multipalety (mniejsze i większe) i klepię się po ramieniu za to - łatwiej przenieść, porządniej ;) to wygląda i jak nie zniszczę to będą też za rok
- opis ponownie na moich kolorowych patyczkach - z nazwą i datą siewu; później wtyknięte w grządki na dworze tracą kolory i zaczynają się sypać, no ale wtedy i tak już wiadomo co gdzie rośnie ;)
- w tle widać tzw. mini szklarenkę z Lidla - mój kaprys w trakcie jednej z wizyt i papryczka chili, która rzuciła mi się w oczy, a M. sobie wymyśli do uprawy; prosto wykonane, instrukcja obsługi dla zupełnie zielonych w temacie i bardzo fajne podłoże, no i sprytny myk z wieczkiem - zobaczymy jak będzie rosnąć
- wysiana głównie sałata (siana 2 marca a dzisiaj już lilipucie kiełki widać, bo nieprzykryta ziemią - ponoć tak jej lepiej), jakieś kwiecie i seler naciowy

A obok:

W przegródki idealnie wchodzą tutki od papieru toaletowego, w które to wrzuciłam nasiona bobu. Jak podrosną to z całą tutką wkopię do ziemi i voilà ;)

No i moje wyjątkowe narzędzia ogrodnicze ;)

Idealnie się sprawdzają do takich mini prac. Prababcia mam nadzieję nie ma nic przeciwko. Chyba lepiej, że są wykorzystywane tak, niż gdzieś zapomniane w szufladzie? Bo do jedzenia to one się nie nadają - mają tak ostre brzegi (ale skąd?!), że przy zwykłej zupie krew się może polać :D

Poza tym u mnie / u nas:
- Wzięłam udział w ciekawym i inspirującym spotkaniu po-Gardenii, w którym uczestniczyły również m.in. Magda z Zielonej Pracowni i Megi z Drugiej Strony Ogrodu. Z lekka czułam się nieswojo, bo wokół sami "branżowcy", ale dobrze było posiedzieć wśród ludzi, których kręci to samo co mnie ;)
- Młody nam się postarzał i w weekend odbyło się przyjęcie urodzinowe. 5 lat to już stary koń, ale ja na szczęście bez zmian czuję się na 26 ;)
- M. rozpierdzielił stary pawlacz oraz ściany sztuk półtora. Gipsowanie, wylewki i inne cuda wianki na całego. Młody już za momencik uzyska swoją własną, prywatną przestrzeń życiową, a tym samym nam skoczą warunki życiowe :D
- Kupiłam drewno na moje wymarzone grządeczki. Z racji finansów jest to świeża sosna (oprócz wzniesionych grządek M. obiecał mi wypasiony kompostownik skonstruować, więc w sumie wyszło nam prawie pół kubika). Planuję w ramach prezentu na Dzień Kobiet wówczas je złożyć i dla zainteresowanych zdam relację :)
- Poza tym odwiedziły mnie na blogu nowe kobitki z czego bardzo się cieszę i mam nadzieję, że zechcą zostać :)
- Poodpisywałam też na Wasze komentarze i jestem z siebie dumna, bo udało mi się to nawet w miarę na bieżąco.
- Planowane jest tak bardzo wstępnie kolejne spotkanie zainteresowanych kobitek w Poznaniu. Niestety w terminie Gardeniowym niektóre chorowały, inne wywiało do Kalisza, kolejne przegapiły, więc poprawiny są wskazane :D
- I ze złych wieści na koniec, to psuje mi się mój kieszonkowo-torebkowy aparat, a wiadomo, że bloger bez aparatu to jak bez ręki... Być może to jednak zła karma, którą muszę jak najszybciej naprawić i wysłać w końcu pewną paczuszkę...

Miało być krótko, a wyszło chyba jak zawsze. Uściski.