Naprawdę wstyd mi strasznie, że tyle czasu mnie tu nie było. TU, czyli na swoim blogu, bo do Was staram się zaglądać regularnie i czasem nawet pozostawiam jakiś ślad w postaci komentarza. Ale na napisanie swojego posta czasu ciągle brakowało. Teraz właściwie też go nie mam i tylko tak w przelocie skrobię ;)
Na początek dziki wrzos dla Was, a potem kilka słów usprawiedliwienia i przekazanie tego co u mnie w telegraficznym skrócie.
Po ostatnim poście wpadłam jeszcze na szybki weekend do domu rodzinnego, by popakować najważniejsze rzeczy dla Młodego przed przedszkolem (moje jeszcze mogą poczekać - zresztą i tak nie ma miejsca na nie póki co). Przy okazji zaliczyliśmy pierwszą wyprawę na grzyby. Sucho było jak pieprz, ale co-nieco udało nam się wynieść z lasu.
W przypadku Młodego były to głównie szyszki i gałązki wrzosu. Niestety odnalezione biedronki nie chciały się z nim zabrać...
No a potem był już 2 września i pierwszy dzień w przedszkolu. Ja oczywiście w nocy nie spałam, miałam wielką gulę w gardle i ręce mi się trzęsły ze stresu. Na szczęście dziecię moje zachowało się jak dorosły facet i bez rozpaczy ruszyło ku nowemu. Co prawda na początku stanął jak zagubiona sierotka na środku sali i wtedy łzy w oczy mi się cisnęły, ale jakoś poszło. I z dnia na dzień coraz lepiej, rozkręca się i jest cacy. Na wystawce pojawiło się też pierwsze dzieło mojego chłopięcia i jestem dumna jak paw!
Niestety artysta do zdjęcia nie chciał pozować, a jedynie pokazał swoje papcie, których pilnuje jak oka w głowie i każe zabierać je do domu ;)
Niestety po rozpoczęciu przedszkola wszystkie moje plany się posypały, ponieważ ojciec złamał nogę i trzeba go było "ogarnąć" w domu. Tak więc znowu wycieczka między domami - mam już naprawdę dość jazdy samochodem i ciągłego przepakowywania!
Przy okazji znowu byliśmy w "naszym" lesie, ale z grzybami bieda totalna :( Dosłownie trzy na krzyż. Ale za to widoki piękne :)
Wrzosu wszędzie pełno i staram się napatrzeć, bo zanim będę miała go w swoim ogrodzie, to chyba jeszcze sporo czasu upłynie...
A remontowo u nas masakra. Panowie od azbestu zerwali i zabrali nam dach. Oczywiście jak na złość przybyły szybciutko opady i sufit nam przecieka. M. "rzeźbi" teraz nową konstrukcję, a ja przeżyłam załamanie nerwowe podsumowując wydatki na nowy dach. Mojej planowanej kuchni powiedziałam "pa, pa" i niestety przyjdzie mi się użerać z tym co jest jeszcze długi czas pewnie.
Na szczęście ku pokrzepieniu mojego serca dotarły do mnie wygrane candy i otrzymałam też wyróżnienie, ale o tym w następnym poście.
Bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze. Bardzo mnie to podnosi na duchu i za każdym razem wywołuje uśmiech. Teraz pędzę na zakupy, a potem znów mnie czeka pakowanie i droga do domu!
Brawo dla dzielnego przedszkolaka!!!!
OdpowiedzUsuńCo do kuchni to nic się nie przejmuj, widocznie to nie pora na nią:))) Ale dach będziesz miła cudny! A grzyby? Byłam wczoraj i troszkę przywiozłam, ale to wszystko jak na lekarstwo. Cztery słoiczki zamarynowałam...może jutro pojadę...
No z przedszkolaka jestem dumna bardzo. Chociaż przez opiekę nad moim ojcem, to chodzi w kratkę póki co :)
UsuńA dach najważniejsze, że szczelny będzie i ocieplony. Tylko ta pogoda do tego...
Ja do marynowania nic nie znalazłam. Mam tylko dwa suszące się sznury. Na szczęście na zupę grzybową i kapustę na święta starczy :)
Z tym remontem dachu to rzeczywiście jest niezła impreza- jak przy każdej budowie zawsze kosztów sie nie doszacuje jak należy:( I rozumiem Twój ból zwiazany z remontem kuchni- ja tez na swoja, co prawda letniskową, czekałam trzy lata- bo zawsze było coś wazniejszego do zrobienia:P
OdpowiedzUsuńBuziaki dla ciebie i przedszkolaka!
Ból z kosztami mam głównie przez to, że całą resztę jak do tej pory oszacowałam dobrze. A tutaj takie niemiłe zaskoczenie. A miałam nadzieję, że chociaż troszeczkę na święta będzie kuchnia zrobiona :(
UsuńEh, jakbym czytała o nas.... 3 miesiące temu ;) Też nam przeciekł dach (w kuchni... niezwykle malownicze zacieki się porobiły - dobrze, ze przed położeniem płyt g-k), też TŻ dziobał go sam... dobrze bedzie nie przejmuj się!
OdpowiedzUsuńA wrzosy sobie posadź i tak - chociaż jeden krzaczek, poprawia humor :D Ja tak zrobiłam (tzn jak widziałaś - nie jeden krzaczek ;) ), chociaż na działce mam niezłą masakrę ;)
U nas nawet zacieki tak nie wyłażą, tylko kapie. A to raczej słabe warunki do mieszkania :/ Ale przecież nie będzie to trwało wiecznie :)
UsuńA wrzosy - owszem jest szansa, że kilka się pojawi :)
Zdjęcia lasu genialne! Las to totalnie mój klimat-mogłabym mieszkać w lesie:-)
OdpowiedzUsuńJa do dziś pamętam pierwsz przedszkolne dni swojego młodego, a było to 12 lat temy, hi hi hi, stras niesamowity - dobrze, że u Was gładko wszystko idzie:-) Pozdrawiam gorąco!
Muszę powiedzieć, że ten las jest cudny. Na wydmach nadwarciańskich, tak więc są w nim malownicze pagórki. No i dużo mchu i wrzosów poza tym. Wszystko czego dusza zapragnie. Tylko grzybów coś mało w tym roku ;)
UsuńDzielny synus- wierze, ze kamien spadl Ci z serca :O) Las niesamowity, wrzosowisko...ech!!!! Ja bardzo lubie jesien i wcale nie tesknie za upalami 38°
OdpowiedzUsuńBuziaczki
a.
Aniu, nie kamień tylko cały kamieniołom chyba! W końcu to pierwsze takie nasze rozstania, gdy nie zostaje z moją mamą czy bratową. Ale okazał się nad wyraz dojrzałym chłopakiem (a przynajmniej ja, jako mama tak myślę).
UsuńJa stawiam jesień na pierwszym miejscu ponad wszystkie pory roku. Tylko trochę słoneczka by się przydało. Ale ta w zeszłym roku np. była wspaniała :)
Da sobie chłopak radę!
OdpowiedzUsuńMój zaczął właśnie pierwszą klasę i nie jest tak źle, chociaż też trochę obaw miałam...
Oj,wiem jak to jest z tym czekaniem na nową kuchnię..... Na moją czekałam parę lat... Mam ją wreszcie, ale jeszcze nie wszystko jest tak jak trzeba, bo zostawiliśmy ze względu na oszczędność starą lodówkę i piekarnik, czego żałuję.... Już bym tak nie zrobiła, bo stare lodówki żrą dużo prądu, a w piecu poszły mi już dwa palniki... Poczekaj i kup wszystko nowe, szczerze radzę...
Nie martw się, będzie dobrze, bo co się odwlecze, to nie uciecze....
:)
AGD to osobna bajka w ogóle. Mi się marzyły nowe szafki chociaż :D I to trzy czy cztery tylko. I jeszcze ta podłoga paskudna... Oszaleję po prostu :D
UsuńAle w końcu się doczekam! (mam nadzieję)
wrzos najpiękniej prezentuje się w lesie... zazdroszcze Ci tych widoków! a grzybków też niewieli:-((
OdpowiedzUsuńMłody super!
no i trzymam kciuki za dach.
Trzymanie kciuków bardzo się przyda. Do tego wszystkiego M. w przyszłym tygodniu ma pracę na wyjeździe :/ No ale ważne, że w ogóle praca jest, bo moje poszukiwania nadal trwają ;)
UsuńZ tymi grzybkami, to zaczynam się wkurzać. Zeszły rok mnie rozpieścił w tym temacie i teraz czuję się oszukana :D Dobrze chociaż, że te wrzosy takie piękne, bo już nawet auto nadwyrężyłam paskudną droga do lasu ;)
życzę Ci aby nastąpił niesamowity zwrot akcji jak w dobrej książce i twa wymarzona kuchnia stała się realna.
OdpowiedzUsuńHa, ha - dobrze by było! Bo ta kuchnia generalnie jest bardzo realna, tylko że w mojej głowie :D I przynajmniej zawsze jest w niej porządek ;)
UsuńNie załamuj się przyjdzie czas na kuchnie i będzie wymarzona :) Ja na wymarzoną łazienkę czekałam kilka lat :) Moja droga mamy wrzesień, pora zmienić kalendarz ;) i zapisać się na kolejne moje candy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Minęłam już punkt zamartwiania i załamywania się. Aktualnie dotarłam do stacji - jakoś to będzie, bo musi być (tylko ten mój pociąg to tak w kółko jeździ chyba). Kalendarz zmieniłam już - w końcu. Jeszcze tylko muszę pozbierać wszystkie candy, które w zakładkach pootwierane i wstawić linki u siebie :)
UsuńZbiory jesienne cudne, spacer po lesie to moje marzenie w ostatnim czasie. Do swojego bloga nie zaglądam, do Was owszem i też staram się pozostawić jakiś ślad. Czasowo nie wyrabiam! Kuchnia? Myślę, że lepiej zaczekać i kupić nówki, dasz radę zobaczysz. Trzymam kciuki !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam-D.
Spacer po lesie wspaniale odpręża. Wszystko od razu wydaje się prostsze. No a ten mój z mchem i wrzosami, pagórki jak u hobbitów ;) Jak z obrazka normalnie.
UsuńNo a kuchnia nóweczka miała być. No kilka szafeczek normalnie i podłoga. Bo to co jest teraz to ble, ble, ble - krzywe kafelki, szare laminaty. No po prostu odechciewa się. Ale nie ma co narzekać - niektórzy nawet nie mają kuchni na wyłączność przecież.
Dobrze cię znowu poczytać:)
OdpowiedzUsuńNie mam sił dziś pisać bo po robocie zmęczona jak pies więc pozdrowię was serdecznie, ucałuję Młodego, mamę wyściskam i otuchy dodam. Dach sie kiedyś pojawi a chwilowo listkami połatać:) Oczywiście żartuję choć żart ciężki.
Wszystko sie dobrze ułoży a wygranych zazdraszczam. Ściskam kochana i przepraszam za słowotok bez sensu:)
Ale ja uwielbiam Twój słowotok. Jak tak Cię czytam, to aż mi się w auto chce wskoczyć i pędzić na kawę. Byśmy się nagadały za sto lat - a jaka to ulga móc się tak nagadać z kimś :) Normalnie żółtych papierów nie potrzeba by pewnie na jakiś czas ;)
UsuńA dach z listków byłby cudny (jakby się tak dało)! Żółcie i czerwienie jesiennych liści... I jakby do tego mieć elewację z drewna. Chatka z bajki normalnie :D
No i proszę o więcej wyściskiwania, żebym nie oszalała do reszty :)
Piękne zdjęcia:) A ja marzę o wyjeździe z Warszawy i spacerach po moim ukochanym świętokrzyskim lesie:) Pozdrowienia dla Młodego:) Buziaczki. Ania
OdpowiedzUsuńzapachniało lasem....
OdpowiedzUsuńpozdrowienia dla nieśmiałego malca ;)