Prawie dwa miesiące mi uciekły. Nie wiem gdzie i nie wiem jak. Żyję w ciągłym niedoczasie. Każdego, po prostu każdego dnia, brakuje mi dokładnie trzech godzin. 3 godziny - tyle dokładnie wynosi mój niedoczas. Gdybym miała ten ekstra czas, to bym w końcu wyrobiła się ze wszystkim. I z ogrodem, i z syfem (inaczej już nie idzie tego nazwać) w domu, i z nauką (szkolenie z egzaminem na końcu mnie dopadło), i z zabawami z Młodym. I może nawet czas dla męża by się zmaterializował ;)
Ja wiem, że można iść później spać. Wiele kobiet tak robi. Mi kiedyś też się udawało do północy dzień przedłużyć. Ale teraz nie ma wybacz - 22ga i ja już nie wiem jak się nazywam. Oczy zamknięte i w pół minuty śpię. No źle mi z tym...
Na blogu była cisza od Łagowa. Fiu, fiu - to środek lata wtedy był! Potem popełniłam jeden błąd - złapałam zaległości z czytaniem wpisów z obserwowanych blogów i chciałam je nadrobić, zanim napiszę sama coś nowego. Chyba łatwo zgadnąć, że do tej pory tych zaległości u Was nie nadrobiłam?
No nic... Daję sobie kolejnego kopa w cztery litery i do przodu. Co uciekło nie wróci i szkoda teraz czasu na gonienie tamtych spraw. Niestety nawet zdjęcia mam z przeszłości i sporo się zdezaktualizowało, więc dosłownie mini migawki.
Żurawina moja. Obecnie już czerwona i trochę ograbiona przez sójki (wystrzelam je któregoś dnia!).
Pomidorki mi się udały. I koktajlowe i te zwykłe. Zero pomocy z mojej strony (patrz opcja niedoczas) i dały radę.
Nawet dziecię moje, które jest antypomidorowe (w każdej postaci, czyli zero zup, sosów a nawet ketchupu) na takie własne się skusiło :)
Papryka też ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu "wyszła". Na pewno w przyszłym roku pojawi się więcej i do tego zdecydowanie dodam ostre.
Właściwe jedyne kwiaty (poza rudbekią), które tak naprawdę pojawiły się w ogrodzie. Podziękowania należą się mojej sąsiadce zza płotu :)
Inne kwiaty naprawdę w liczbie sztuk = 1, jako przedstawiciele gatunku ;)
A na koniec macham ja - bo jestem i żyję. Zdjęcie oczywiście z przeszłości ponad miesięcznej ;)
Teraz sezon grzybowy już zaczęty. Chorobowy zresztą też. Popełniłam też kilka słoików (dosłownie) - głównie jako przymiarki pt. "co będzie smaczne".
Natomiast największym wydarzeniem była wizyta u
Niezapominatki. Ciepła, fajna, miła dziewczyna, mieszkająca dosłownie 10 minut drogi autem ode mnie! Mam nadzieję, że mnie jeszcze kiedyś zaprosi, bo naprawdę miło spędziłam u niej czas :)
To tyle na dziś. Teraz jeszcze odpowiem na Wasze komentarze z poprzedniego posta, bo nawet z tym nawaliłam ostatnio...