21.02.2015

Rączki świerzbią, nóżki przebierają

Wszystkie ogrodniczki na pewno wiedzą o jaki stan chodzi ;) Wiosna, wiosna po kościach się rozlewa. Niby lekki mrozik za oknem, ale już nie można się doczekać, żeby ruszyć z wysiewami. Szczęściary, które mają szklarnie lub większe inspekty pewnie już zaczęły. Moje wysiewy niestety prosto z parapetu domowego muszą dać radę w ogrodzie. Dlatego jeszcze chwilę się wstrzymuję... Ale to już dosłownie ostatnie dni. Nasiona przeglądam w te i z powrotem - normalnie jak najlepsze zabaweczki :D


I to jeszcze nie wszystko :D W tym zestawie nie ma w ogóle kwiatów wyłożonych (nie licząc facelii na poplon). No i co tu ukrywać - kolejne torebeczki zostały zakupione ;)

Przy okazji wizyty w Obi trafiłyśmy też z mamą na wyprzedaż takich cudnych donic


Są duże, ciężkie, ceramiczne, szkliwione i jak dla mnie pół darmo. Mniejsza 18zł, duża 24 bodajże. Były jeszcze zielone i brązowawe. Do tego podstawki. Jak ktoś reflektuje, to Obi koło Ikea w Poznaniu, dział ogrodniczy zewnętrzny ;) U mnie zamieszkają w nich pomidorki koktajlowe i papryczki chili. Żeby było śmieszniej, to mój M. papryczki chce uprawiać :D Ten człowiek, który się nabija ze mnie, że idę grzebać w ziemi ;)

A w ogrodzie "Wiosna panie sierżancie" :)


Przebiśniegi, krokusy, tulipany... A w lewym narożniku jagoda kamczacka. Jeśli ktoś jeszcze nie ma w swoim ogrodzie to polecam z całego serca. Roślina tzw. pionierska. Mróz, piach, susza - nic jej nie straszne :D I to są pierwsze owoce, które się u nas pojawiają - pyszne do tego!

Dzisiaj tak króciutko, ale czas goni. W domu armagedon, bo M. prawie wszystkie ściany wywalił. Gorzej niż u cyganów, ale przynajmniej jest postęp w remoncie pokoju Młodego.

Aha! Byłam też ponownie w Ikea kuchnie oglądać. Tym razem z mamą i... płytką podłogową przewidzianą do kuchni ;) Te fronty, które wybrałam pasują - jupi!

Teraz już uciekam. Miałam się jeszcze pochwalić wygraną misą (widać na pierwszym zdjęciu), ale to już następnym razem. Ściskam.


10.02.2015

Przegląd... spraw różnych i szybkie rozdanie

Chociaż kilka dni już minęło, to spieszę donieść, że wszystko u mnie ok. Tzn. w sprawie zabiegu ok. Ktoś nade mną czuwał w szpitalu i przyjęto mnie na oddział jako pierwszą (niektórzy musieli się naczekać, że ho, ho). Pomimo poślizgu w planowanych operacjach mój zabieg odbył się jeszcze tego samego dnia. O 13ej generalnie było już po wszystkim i gdyby nie konieczność zostania na obserwacji, to mogłabym śmigać do domu. Pomimo moich obaw przed znieczuleniem jakoś poszło - może dlatego, że dożylnie a nie przez maskę ;) Teraz jeszcze tylko zdjęcie szwów w piątek, wyniki w następnym tygodniu i przyzwyczajenie się do blizny.

Niestety kiedy emocje opadły, mobilizacja organizmu oklapła, to zaraz się rozłożyłam na wrednego bakcyla, którego dostałam od moich chłopaków. W jeden wieczór mnie nie było. Całe szczęście, że to już po zabiegu, bo inaczej byłby przełożony i kolejne miesiące czekania... Jednak jakoś szczególnie pochorować sobie ani poużalać się nad sobą nie mogłam, bo Młody po chwilowej niedzielnej poprawie w jakiś drugi etap przeszedł. Było nawet pobieranie krwi (tragedia na samą myśl), ale na szczęście udało się opanować chorobę i obeszło się bez antybiotyku.

Teraz sobie siedzimy razem w domku i doglądamy siebie nawzajem. Mój M. poskładał się jakoś ostatecznie i w poniedziałek wyruszył na kilka dni na snowboard. Niech sobie pojeździ - po powrocie czeka go wiele wyzwań remontowych i ogrodowych ;) My przynajmniej mamy spokój, żeby wycierać nasze nochale.

Spokój też miałam, żeby się rozłożyć z moimi zapasami nasion i zrobić przegląd. Już czas najwyższy, żeby zaplanować co, gdzie i jak. Nie mogę się doczekać pierwszych siewów. Z racji braku szklarni jeszcze chwilę muszę się wstrzymać, bo moja rozsada domowa wyleci później od razu do ogrodu. Ogrodniczki wiedzą jak ciężko jest wysiedzieć, gdy w powietrzu czuć już wiosnę prawie ;)

Na tym zdjęciu wygląda to może skromnie, ale to są takie wielowarstwowe stosiki, pomieszane wg moich różnych dziwnych kategorii :) No i oczywiście dzisiaj jeszcze dokupiłam kolejne 4 paczuszki :D Wierzcie mi, że to są jednak takie zupełnie, zupełnie konieczne i podstawowe. No... wg mnie oczywiście ;)

Kolejny przegląd odbył się dzisiaj. Tym razem przegląd nowego Cud Miód Boxu. Od kilku miesięcy zamawiam sobie czasem takowy. Zawsze jednak jako prezent dla samej siebie z jakiejś okazji. Ten był na zachętę, żeby zabieg dzielnie przetrwać ;)

Jeśli nie wiecie jeszcze co to jest, to tak w skrócie - taka paczka niespodzianka. Opłacacie takiego Boxa, ale nigdy nie wiadomo co się w nim znajdzie i co miesiąc jest inny. Same naturalne i eko produkty. Rzeczy, które czasem się ogląda na półkach (przynajmniej ja) w sklepie ze zdrową żywnością, ale ponieważ ich nie znamy, to nie bierzemy. Fajna okazja, żeby wypróbować. U nas chipsy jabłkowe już zostały pochłonięte przez Młodego, a prażona ciecierzyca jutro będzie jako dodatek w zupie. Syrop imbirowy natomiast otworzę zaraz po napisaniu posta i zrobię sobie pyszną herbatkę z nim :)

Ostatni przegląd to ten na którego punkcie mam ostatnio świra. Też ogrodowy, ale na papierze bardziej. Pojawiło się nowe czasopismo na naszym rynku - Gardeners' World. Tytuł dobrze znany na Wyspach, a teraz u nas, spolszczony. Ja się bardzo cieszę, bo uwielbiam angielskie ogrody i angielski sposób podejścia zwłaszcza do uprawy ogródków przydomowych i warzywników. Jest tego masa w tej gazecie. Za to reklam jak na lekarstwo ;) Szczegółową recenzję tego tytułu możecie znaleźć u Magdy.

I tutaj mam dla Was małą niespodziankę. Przypadkowo stałam się posiadaczką dwóch tych samych numerów tej gazetki.

Bardzo chętnie oddam jedną Wam. Ale uwaga - są pewne wymogi. Po pierwsze - musicie mieć ogródek (przepraszam wszystkie bez). Po drugie - musicie w nim działać. Po trzecie - konieczne jest posiadanie chociaż malutkiego warzywnika. Zaglądam do Was, to wiem jak jest ;) I jak - znajdzie się ktoś taki? Kto pierwszy w komentarzu ten lepszy :)
Na zachętę jeszcze mały rzut oka:

Jak możecie zauważyć mój egzemplarz ma już pełno przyklejonych zakładek i karteczek w środku ;) I dzięki tej gazecie przekonałam ostatecznie mojego M., żeby zrobił mi wzniesione grządki na ten sezon. Jednak obraz działa na facetów dużo lepiej niż słowa ;)

To tyle u mnie. Biegnę dorzucić do pieca a potem poleżeć trzeba i odetkać zatoki jakoś ;)

P.S. Candy rocznicowe się szykuje...