31.12.2013

Post grudniowy

   Kiedy uciekł mi ten miesiąc, to ja nie wiem. Takie plany miałam, tyle chciałam zrobić, poblogować więcej... I co? I wielkie nic ;) Wszystko przez to, że urządziłam "ekspresowe" malowanie. Tylko ten ekspres ciężko zorganizować, jeśli pomieszczenie, które się chce malować jest jedynym mieszkalnym. A żeby jeszcze za prosto nie było, to najpierw trzeba zedrzeć tapetę. Tak właśnie wyglądały moje dni przedświąteczne. Odmaczanie tapety, malowanie bezpośrednio na tynku i tak kawałeczek po kawałeczku. Nie wygląda to zabójczo, ale jest o niebo lepiej niż było. No i zdążyłam dosłownie 3 godziny przed Wigilią :) Będę mogła w końcu jakieś zdjęcia wnętrza pokazać, bo wcześniej wstyd był po prostu!

I oto pierwsze, mojej półeczki (prowizorycznej oczywiście), na której znalazł się jeden z prezencików (świecznik) od Polinki z bloga Zielenie - jeszcze raz bardzo Ci dziękuję :)

Na zdjęciu dobrze widać, że farba jeszcze świeża miejscami :D

Sporo wyrwy czasowej u mnie nastąpiło również z powodu wyprawy do domu rodzinnego. Trzeba było spakować wszelakie ozdoby i przydasie na Święta. Odbyła się również masowa produkcja pierniczków!

Mogłam wypróbować stempelki wygrane niedawno w candy (i foremkę konika też). Wyszły pyszne. Znikały szybko zaraz po ściągnięciu z blachy, bo pewien mały osobnik tylko truptał szybciutkim krokiem do kuchni co jakiś czas i zgarniał całymi garściami :D


Jakimś cudem w tak zwanym międzyczasie udało mi się z Młodym upolować choinkę. I chociaż zabierałam się do jej ubierania zaraz po kupieniu, to wyszło na to, że w pośpiechu ozdabiałam ją przed samą Wigilią. Pierwszy raz mi się to zdarzyło! Ale wyszła ładna, swojska, taka moja - jak zawsze :)

Ptaszek obowiązkowo zawisł na samym środeczku. Jeden jedyny jest, nie do końca wiadomo skąd, ale mój ulubiony.

Aniołki z wosku pszczelego. Pachniały zabójczo zaraz po kupieniu. Niestety po paru latach zwietrzały, ale jak się dobrze wniuchać... ;)

Szydełkowe aniołki miały być wszechobecne. Skończyło się na tym, że powstał... jeden. Zabrakło czasu :( Nic jednak straconego - jak tylko się ogarnę noworocznie, to spokojnie rozpocznę produkcję na przyszły rok :)

I ogólny przegląd naszych ozdóbek choinkowych:

Filcowe serduszka to prezent od Maciejki. Nawet nie miałam jeszcze czasu podziękować - wstyd. Dlatego tu i teraz kajam się i oficjalnie: dziękuję Ci Kobitko droga. Serduszka są piękne i muszę bardzo uważać, bo Młody się do nich przykolegował już ;)
A słomiane koziołki u mnie na choince w parach zwrócone ku siebie - w końcu z Poznania jestem ;)

Stół nasz wigilijny w tym roku bardzo "zgrzebny" był. Płótno, brązowe talerze, kubasy ceramiczne i lekkie złoto do ozdoby.

Niestety zdjęcia nie są rewelacyjne, ale baaardzo na szybko zrobione :)

 Sztućce, talerze i kieliszki otrzymane w prezencie ślubnym miały w końcu wielką chwilę! :)

Tak więc premiera świąteczna w domu była! Na szybko zamawialiśmy jeszcze kuchenkę turystyczną i butlę z gazem podłączył M., żeby jakoś dało się ugotować co-nieco ;) No i największy postęp...

MAMY OGRZEWANIE! Piec podłączony! Cud nad cudy. Piękny prezent od M. Pierwsze odpalenie nastąpiło w Wigilię, więc dosłownie na ostatnią chwilę - jak to u nas. Pięknie rurki pozgrzewane, pakuły nakręcone i wszystko własnymi "ręcami"! A wielu niedowiarków wokół nas było. Wielu wieść złowróżbną niosło jak to ciec będzie, jak to źle będzie, jak to padnie wszystko. Słusznie więc teraz M. może z nosem w suficie zarytym chodzić. Ja skromnie dwa pakuły nakręciłam, ale też nie ciekną ;)

A po Świętach kolejny krok milowy - ciepła woda poleciała :) Cywilizacja pełną gębą normalnie. I mamy również schody uspawane przez teścia. Tymczasowe, ale już nie trzeba po ruszających się bloczkach siporeksu skakać - to dla uspokojenia Ondraszy ;)

Mamy również przysposobionego kotka, który pomieszkuje u nas na tarasie. Nawet własnego legowiska się dorobił. A po Świętach ma wyżerkę wielką u nas, bo my karpiki bardzo lubimy :)


I tak to się kula u nas powoli. Dzisiaj jeszcze szalone zakupy w Leroy mieliśmy, żeby z odliczeniem vatu zdążyć. To już jednak temat na osobny post.

A dziś pragnę Wam wszystkim życzyć bardzo szczęśliwego Nowego Roku. Pełnego twórczych pomysłów, życzliwości ludzkiej i kilku spełnionych marzeń oraz planów :)

Do "poczytania" w 2014-ym. Ja mam wielkie zaległości u Was i już jutro zacznę je nadrabiać.

7.12.2013

Skąd masz w domu prąd?

   Atrakcji co niemiara u nas. A właściwie to jedna, ale konkretna i dość uciążliwa. Przez wichurę, która nawiedziła nasz kraj, mamy awarię prądu. Nie cały czas, ale akurat wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny ;) Zaczęło się w czwartek pod wieczór, kiedy zabieraliśmy się za pisanie listów do Gwiazdora. Nie pozostało nam nic innego jak pozapalać wszystkie dostępne świece i w tych romantycznych okolicznościach przelać swoje marzenia na papier. I chociaż nastrojowo było, to światło zbyt słabe, by upamiętnić tą naszą działalność na fotkach.

Młody do awarii podszedł bardzo spokojnie i oświadczył po przemyśleniach głębszych, że to Mikołaj sprawił, by nikt nie zobaczył jak pomyka przez świat w nocy :) A ponieważ wiało niemiłosiernie i sypała jakaś przemarznięta kasza, to zamiast mleka Święty załapał się u nas na coś rozgrzewającego ;) Kącik udało się przygotować tuż przed awarią.


Jeśli ktoś będzie się zastanawiał cóż to za tło, to informuję, że to nasza kotarka przy drzwiach wejściowych. Może nie do końca "twarzowa" ale rewelacyjnie spełnia swoje zadanie ;)

Mikołajowi napitek chyba zasmakował, bo obdarował nas hojnie. Mnie to aż troszeczkę za bardzo nawet. Dziękuję kochany M...ikołaju ;) 


Buteleczka do której natychmiast powędrował olej (oliwy akurat w domu brak) oraz przepiękna mini etażerka - na orzeszki, rodzynki i inne łakocie pyszne!
A książeczka to już drugi Mikołaj, który wie, że się wkręciłam w ogród bardzo :)

Rozpakowywanie prezentów odbywało się także przy świecach, bo awaria trwała rano w najlepsze! Dobrze, że mamy mały palnik turystyczny na gaz, bo kawy by rano nie było :D W ciągu dnia energetyka ulitowała się trochę, ale wieczorem - powtórka z rozrywki... I dzisiaj rano to samo. Teraz niby jest, ale trzymajcie kciuki lepiej, bo kolejnego wieczoru już nie wytrzymam. Przy świeczkach ani poczytać, ani na szydełku robić się nie da. Tzn. nie no, oczywiście, że się da, ale oczy dostają nieźle w d... ;)

Wczoraj dotarł też do mnie trzeci Mikołaj - chyba bardzo grzeczna byłam :) Ten trzeci to Magda z bloga Barwy Ogrodu, u której wygrałam przepiękne, takie oto candy:


Cukieraski prawie wszystkie ze Skandynawii i cieszą mnie jak małe dziecko. Już się nie mogę doczekać, by wypróbować foremkę konika i stempel!

A na koniec szybkie ujęcie z mojego ogrodu - wczoraj i dziś mniej więcej o tej samej porze.


Piękne niebo na zdjęciach może zmylić bo Ksawery jeszcze resztą sił ciągnie ;)


Ściskam Was cieplutko i pędzę do szydełka, zanim M. wróci z pracy (niestety tak mu wypadło), bo będzie marudził, że ja znowu w tych nitkach ;)

P.S. Witam nowe obserwatorki. Bardzo mi miło, że tu zawitałyście :)

2.12.2013

Wieniec adwentowy i miłe prezenty

   I nagle nie wiadomo kiedy rozpoczął się grudzień. Miesiąc głów buzujących pomysłami i rąk rwących się do pracy twórczej :) U mnie oczywiście nie inaczej. Sezon ogrodowy należało skończyć i można trochę więcej "podłubać" przy dekoracjach i ozdobach. Chociaż nie powiem - czekam jeszcze na jakieś cieplejsze dni, by dokończyć pracę przy roślinkach ;)

Tak czy inaczej, rozpoczął się adwent. Czas radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie. Od kiedy sama jestem mamą, to jakoś tak bardziej dociera do mnie sens i wymowa tych Świąt. I tak jak pisała Paulina z bloga Zielenie - więcej wzruszeń z roku na rok. Człowiek się starzeje? Rozkleja z wiekiem? Czy po prostu po przedświątecznych przygotowaniach musi sobie ulżyć i tak te emocje się wylewają? ;) My do ostatniej chwili będziemy oczywiście działać remontowo, by w jak najbardziej cywilizowanych warunkach spędzić tą pierwszą Wigilię w naszym domku. Ale by jakoś tego świątecznego charakteru nadać (i odwrócić wzrok od rozdłubanych ścian), to czas rozpocząć dekorowanie. Pomalutku, po cichutku, ale systematycznie do przodu. I tak oto powstał wieniec adwentowy. Szybki skok do ogrodu z sekatorem, ciachnąć tu, ciachnąć tam, skręcić, wetknąć i voila!


Że świeczki niesymetrycznie? No tak mi się świerk ułożył i nie chciałam z nim za długo walczyć, bo kłuje niemiłosiernie ;) Zresztą taki podoba mi się nawet bardziej. Symetrycznie ustawione świeczuszki chyba psułyby ten efekt naturalności...


Całość spoczywa na paterze od ciasta, więc w razie potrzeby łatwo można przestawić i nic się nie rozsypie. Teraz mogę spokojnie brać się za kolejne moje pomysły, a jest ich sporo w tym roku. Blogi jednak bardzo inspirują do własnego tworzenia, prawda? :) W międzyczasie muszę tylko węgiel do piwnicy przerzucić, ułożyć drewno do palenia by lepiej schło i podziałać remontowo w domu. Ale spokojnie - jeszcze całe 21 dni :D Aha... I jakieś prezenty. Zero pomysłów. Zresztą jak dla mnie może ich nie być, jeśli tylko dom ozdobiony będzie, atmosfera świąteczna na 110%, pachnąca choinka i jakieś smakołyki na stole (śledziki..., zupki..., karp w rodzynkach... - głodna się robię!).

Obiecałam w poprzednim poście pochwalić się ślicznymi prezentami, które dostałam ostatnio. Są to podarunki od Leny z bloga W małej chatce u Leny. Organizowała ona candy i chociaż nie wygrałam to i tak załapałam się na "małe co-nieco".


Serwetka jest naprawdę śliczna i na żywo prezentuje się dwa razy lepiej. Buciki są fajną i wesołą ozdobą świąteczną. Czekoladka normalnie pychota - dawkuję sobie, żeby starczyła na jak najdłużej ;)

Aha, jeszcze słowo o kalendarzu adwentowym. Chociaż miałam na niego kilka pomysłów, to najzwyczajniej w świecie nie zdążyłam przygotować. Tak więc w tym roku, tak jak w poprzednim, mamy mikołaja z szufladkami z Ikea. Jednak oprócz słodkości w tym roku są też karteczki z zadaniami, żeby Młody mógł zbierać "Mikołajowe Punkty". Póki co wielki zapał ma i z namaszczeniem do tego podchodzi :)

Dzisiaj ściskam Was już ciepło i wracam do moich gwiazdek szydełkowych :)