Tyle się napatrzyłam na przeróżnych blogach na słodkie pyszności, że w końcu nie wytrzymałam i sama się wzięłam. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że ja i robienie słodkości nie mamy ze sobą po drodze. Mięsa to i owszem - mam w swoim dorobku te "podstawowe", ale też kaczki, gęś (pyszna była), bażanta czy sarninę. I one zawsze jakoś wychodzą. Za to słodkie to nie bardzo... No ale rozpakowałam "ślubnego" robota i tak mnie kręci, żeby wszystkie funkcje wypróbować ;) Na pierwszy ogień poszedł pasztet cukinii wg przepisu Marianne. Smaczny całkiem, a już pełen szok, że mojemu M. bardzo smakował!
Wracając jednak do muffinek :)
Przepis pierwszy lepszy znaleziony w sieci przerobiony i wzbogacony moją inwencją twórczą ;)
125 g miękkiego masła utarłam z 1/2 szklanki cukru pudru (jakoś tak strasznie dużo zalega go w domu, więc postanowiłam zużyć) na w miarę puszystą masę. I to już było dla mnie pyszne :D Robot jednak działał dalej, więc hop dwa jajka i potem mąki 1 i 1/4 szklanki, łyżeczka proszku do pieczenia (ale chyba przydałoby się ciut więcej) i pół szklanki mleka. W tą masę wrzuciłam pokrojone śliwki i trochę poszatkowanej czekolady deserowej (życzenie Młodego). Napełniłam 12 foremek i do piekarnika na 20 minut w 160 stopniach, a potem jeszcze 10 minut w 170. Nie za słodkie lecz w sam raz i nawet jadalne ;)
No tak, ale nie o tym miało być tak właściwie. Dwie miłe sytuacje mnie spotkały ostatnio (i chwała sprawczyniom za to, bo bym oszalała niedługo). Najpierw ta druga...
Przyjechałam sobie do domu rodzinnego w ostatni piątek ojca połamanego doglądać, a tu w skrzynce zawiadomienie o paczce. Wszystko fajnie, tylko nazwisko jakieś nie za bardzo (nawet nie podobne do mojego, ale imię się zgadzało). Pomyślałam, że jak nic jakaś pomyłka i z musu właściwie w poniedziałek podjechałam na pocztę. A tu taki szok! Dusia z bloga Syndrom Kury Domowej, z którą miałam "pszczołową" wymiankę zrobiła mi wspaniałą niespodziankę. Na jej blogu już od paru dobrych wpisów zachwycam się jej wrzosami. No bo lubię te krzewinki bardzo i chciałabym ich mieć caaaałe pole :) I ta wspaniała kobieta cichaczem podesłała mi 3 sadzonki na dobry początek mojego wrzosowiska! Zatkało mnie po prostu i wzruszyłam się :) Ale ze zdjęciami poczekam aż zajmą należne im miejsce.
No i druga bardzo miła sprawa, to wyróżnienie od wspomnianej już dzisiaj Marieanne z bloga Nad Narwią...
Bardzo Ci dziękuję za to wyróżnienie. I mam nadzieję, że trochę mnie zmobilizuje ;)
Z wyróżnieniem wiąże się ujawnienie 7 tajemnic o sobie. Hmm...
1. Podjadam różne niezdrowe paskudztwa i popijam piwkiem o bardzo późnych porach siedząc przy komputerze.
2. Zaginam rogi kartek w książkach i jakoś trudno mi się na zakładki przerzucić.
3. Skoro o książkach mowa, to namiętnie czytam historie ze Świata Dysku Terry'ego Pratchett'a.
4. Jestem niereformowalnym mięsożercą i to odkąd pamiętam :)
5. Zamartwiam się wszystkim i często spać przez to nie mogę - no głuptas ze mnie.
6. Organicznie brzydzę się uprawianiem sportu - jako wysiłek dla zdrowia uznaję tylko pływanie, łyżwy i łażenie po górach.
7. W swoim domu mam hopla na punkcie segregacji śmieci.
Teraz powinnam nominować kolejnych 7 blogów, ale wszystkie dziewczyny, które podczytuję zasługują na to wyróżnienie. Zresztą większość już je otrzymała :) Sprawę tę odkładam więc "na potem" ;)
I na koniec jeszcze jedno ujęcie z "mojego" lasu.
Jutro znów się z Młodym wybieramy i może łaskawie jakieś grzyby będą w końcu. Tzn. wybierzemy się pod warunkiem, że chłopię moje nie będzie gorączkowało znów w nocy. Tak, tak - dostarczył mi atrakcji, byliśmy u lekarza, a ja opróżniłam portfel w aptece. Bo wszystkie leki oczywiście przewiozłam już do nowego domu... Odpukać - nic poważnego, ale jak to mówią: jak nie urok to sraczka (za przeproszeniem). Ciekawe kiedy trochę spokojniej będzie?
W pięciolatkach możesz liczyć na większe przerwy w chorobach:))) Mówię serio, wówczas mały będzie już bardziej odporny. Las masz piękny!!! Tylko grzyby zbierać... Co do Dusi to mnie dziwi to co zrobiła, bo to bardzo dobry człowiek jest♥... A skoro dane szczerze to będą długo oczy cieszyć:)
OdpowiedzUsuńAch i wypieków gratuluję!
Domyślam się, że miało być "nie dziwi" ;) No ja byłam bardzo zaskoczona, bo jeszcze nigdy mnie nic takiego nie spotkało!
UsuńA grzyby to można by zbierać, jakby wyszły w końcu. Tylko za oknem znów brzydko :(
Co do Młodego, to aż tak nie choruje, a pod kloszem nie jest chowany. Wiem, że w przedszkolu już nie tak prosto, ale uważam że i tak jest nieźle. Np. tylko raz jeden w życiu brał antybiotyk, co jest niezłym wyczynem ;)
Oczywiście, że "nie dziwi" :))) To z emocji:)))
UsuńGratuluję wyróżnienia;)
OdpowiedzUsuńWspaniały gest ze strony Dusi, a muffiny też uwielbiam;))
Wszyscy twierdzą, że najgorszy pierwszy rok w przedszkolu, mam nadzieję, że mają rację, bo te choróbska ostatnio też dały Nam popalić;/
Miłego dnia!;)
Też słyszałam o tym pierwszym roku. Ale najlepsze jest to, że on nie zaraził się w przedszkolu, tylko od swojego kuzyna, u którego byliśmy w zeszłą środę :) A doprawił się bieganiem po ogrodzie w zbyt lekkiej bluzeczce we wtorek (moja wina) - i wtedy w nocy się zaczęło.
UsuńNiech Was choroby szerokim łukiem omijają :)
Aniu ja też zaczynałam od muffinek ;)))
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych spacerów i lasu...i grzybów...niestety po prawie miesięcznym areszcie domowym, dopiero wczoraj spostrzegłam spadające kasztany...taki czas.
Ale już byliście na spacerku - to najważniejsze. Jak ja Młodego urodziłam, to trzaskające mrozy były i baaardzo długo uziemieni byliśmy.
UsuńJa chyba przy muffinkach zostanę. No i jeden sernik mam opanowany. Cała reszta nie idzie mi ;)
Muffinki robiłam w niedzielę, bo jakoś nic słodkiego w domu nie było :) Ja akurat lubię piec, za to upiec kaczkę a raczej dobrze wypiec pierś z kaczki to dla mnie nie lada wyzwanie. Las cudny-może w ten weekend wybierzemy się na grzyby.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko-D.
No mnie mięsko lubi, więc zawsze ładnie się upiecze ;) Ja na grzyby dzisiaj się nie wybrałam, ale za to znalazłam jednego maślaczka w ogrodzie przed chwilą ;)
Usuńgratuluję wyròżnienia.muffinki wyglądają pysznie,w sumie dawno nie robiłam,aż mnie ochota nabrała.nie ma to jak wyprawa na grzyby.u nas narazie "górale"-ale nie wiem,jaka jest ich oficjalna nazwa:-)
OdpowiedzUsuńMuffinka to takie małe zło - nawet się nie zauważa kiedy znikają ;)
UsuńA tymi "góralami" to mi zagwozdkę zrobiłaś. Nie mam pojęcia jakie to?!
Aniu, apetyczne te ciacha..., ja tez ostatnio robilam :O) tak jak i Ty nie mam reki do pieczenia- moze dlatego, ze lubie TYLKO paczki i tort Daklas... a mieska i inne "na slono" to moja specjalnosc- lubie i umiem :O)
OdpowiedzUsuńsciskam z jesiennego Burscheidu
ania
Oj widziałam te twoje... Moje przy twoich to śmiech na sali po prostu. Ale od czegoś trzeba zacząć przecież ;)
UsuńPiekny ten las wielkopolski... a słodkie mi też nie bardzo... ale mufinki tez robię- bananowe-polecam!!!
OdpowiedzUsuńMam obecnie dziką chęć doskonalenia się w muffinkach, ale zobaczymy jak mi to pójdzie. Jak się uda to bananowe też wypróbuję :)
UsuńJak fajnie ze pieczesz slodkosci, jesli moge to polecam stronke Moje Wypieki znajdziesz tam pysznosci.
OdpowiedzUsuńDusia zrobila Ci rzeczywiscie niesamowita niespodzianke, niech treaz rozrosna sie wysmienicie :)
usciski
To strona często odwiedzana przez mojego brata. Ja mu już na pewno w słodkościach nie dorównam... :)
UsuńNiespodzianka najlepsza. Już się cieszę na mój zakątek wrzosowy!
Uwielbiamy muffinki pod kazda postacia. Takie niespodziewane prezenty potrafia zaskoczyc i wzruszyc. Szkoda ze tak rzadko takich dobrych ludzi spotyka sie w realnym swiecie. Ostatnio przechodze zawod co do ludzi. Czasami tak bywa kiedy ktos nas wykorzysta do swoich celow a my slepo sie temu poddamy. Dobrze ze przychodzi moment otrzesienia ;) buziaki
OdpowiedzUsuńStrasznie żałuję, że tak mało czasu mam ostatnio, bo mam chęć wypróbować z 10 różnych przepisów na muffinki - na słodko i na słono :)
UsuńZ tym spotykaniem dobrych ludzi to rzeczywiście -każdy patrzy, żeby tylko sobie "zrobić dobrze". Ja mam to szczęście, że błyskawicznie dostrzegam czy ktoś jest naprawdę szczery czy fałszywy. Jak dotąd nigdy się nie pomyliłam...
A Ty otrząśnij się głęboko i zapomnij - szkoda życia i stresu na takich ludzi!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAniu muffinki na pewno są przepyszne, a co do dzieci zaręczam łatwiej zbić gorączkę u 3-4 latka jak zapanować nad 28 latkiem , małe dzieci spać nie dają a duże nie pozwalają ha ha pozdrawiam Dusia [ kiedy zobaczymy to wrzosowisko?]
OdpowiedzUsuńAniu muffinki na pewno są przepyszne, a co do dzieci zaręczam łatwiej zbić gorączkę u 3-4 latka jak zapanować nad 28 latkiem , małe dzieci spać nie dają a duże nie pozwalają ha ha pozdrawiam Dusia [ kiedy zobaczymy to wrzosowisko?]
OdpowiedzUsuńMi się wcale nie spieszy, żeby moje Maleństwo dorosło. Ja nie wiem kiedy to 3,5 roku minęło nawet!
UsuńWrzosowisko nareszcie jest! Naprawdę dzięki Tobie spełniło się moje marzenie! :)
Gratuluje Ci tych pierwszych muffin, bo wyszly Ci na prawde mniamusne;)
OdpowiedzUsuńMoje "pierwsze" przypominaly bezksztaltne wilgotne gnioty, a wmawiano mi wczesniej, ze zrobienie muffin jest proste jak budowa cepa...no ale to bylo dawno temu...:)))
Pozdrawiam Cie goraco!:)
Ha! To nie są moje pierwsze. Ale pierwsze, które nadawały się do pokazania :) Następnego dnia podjęłam kolejną próbę i wyszły dużo bardziej "fachowe" (dodatkowy proszek do pieczenia zrobił swoje) ;) Będę nadal się kształcić i zgłębiać ten temat na pewno :)
Usuńpiękne fotki, pokazują to sympatyczne oblicze jesieni
OdpowiedzUsuń