17.08.2016

Post wakacyjny i biegnę dalej

Biegnę jak Młody na zdjęciu poniżej. Tylko że nie gonię mewy, a ładne, wolne chwile dnia do pracy w ogrodzie. Urlop niby nieprzesadnie długi był, a po powrocie wszystko wołało o uwagę. Relacja z tego placu boju kiedy indziej. Dzisiaj kilka urywków z naszego pobytu nad Bałtykiem.



Na początku pobytu pogoda idealna - nie za gorąco, słonecznie, ciepła woda... Chłopaki najchętniej cały dzień moczyli by się w morzu ;)


Do tego ludzi nie za dużo. A tak straszyli wszędzie, że w tym roku nad Bałtykiem pełno będzie! Jakoś nie zauważyliśmy ;)


Te dwa pamperki w wodzie to moi. Jak widzicie - tłumów brak.

Niestety po kilku dniach mąż wracał, bo wybierał się na Runmageddon do Wrocławia. Następnego dnia po jego wyjeździe miała do mnie i Młodego dołączyć mama. Mąż jednak nie dość, że zabrał ze sobą ładną pogodę, to również zdrowie Młodego było mu widocznie do czegoś potrzebne ;) Zostaliśmy dosłownie na jedną noc i poranek sami bez auta, na zadupiu raczej i co? I obudziłam się w nocy, a Młody rozpalony, gorący jak termofor po prostu albo i bardziej. Ta, ten to se zawsze dobrą porę znajdzie... Przez 24 h "świetna" gorączka, którą w porywach udawało się zbić na moment dosłownie do 38,5. A po jednej dobie niemalże jak ręką odjął. Zero śladu, zero dodatkowych symptomów chorobowych, zero wysypki czy czegokolwiek. Taka atrakcja dla mnie i już :P

Ponieważ ładna pogoda wyprowadziła się na resztę urlopu, to na pozostałe dni zostały nam spacery - co w sumie też było ok, bo można było się jodu nawdychać.


Bałtyk jak zupa - gładki i ciepły.

Goferków sporo wjechało, rybki świeże w porcie też kupione były, książka z przepisami na nalewki na kiermaszu taniej książki też, a dla męża taka o wędzeniu (bo mi wędzarenkę w ogrodzie obiecał). Wróciliśmy wypoczęci, zrelaksowani i gotowi do drugiej porcji urlopu. Ale to jeszcze miesiąc oczekiwania. Dokładnie za miesiąc będę nas pakować na kilkudniowy wypad w Karkonosze. Młody zdobywa w tym roku Śnieżkę (czyli wg niego "Górę UFO") i nie ma wybacz. Nocleg zaklepany, trasy opracowane i głęboko wierzę w złotą, polską jesień :)

A do tego czasu zintensyfikowane prace w ogrodzie trwają. Pewne zmiany koło warzywnika, dwie i pół nowej rabaty kwiatowej powstało. Ciężko opisywać na bieżąco, ale staram się dokumentację  fotograficzną "na potem" robić. Niestety pieczarki, które wyrosły przed samym wejściem do domu tylko mi śmignęły w oczach przed wyjazdem nad morze:

pieczarki w ogrodzie

Uchwyciłam też pierwszy (i póki co jedyny) kwiat moich cyklamenów:

cyklamen w ogrodzie

Lilie natomiast na mnie się wypięły i kwitły najpiękniej akurat jak mnie nie było. Dobry mąż na szczęście zrobił dla mnie zdjęcie srajfonem:

lilie w donicy

Z zaległości dawnych to tyle. Z bliższych to pomidory w gruncie szlag trafił. Te pod folią trzymają się na słowo honoru. Dalie kwitną jak oszalałe. Mam też w końcu swoje pachnące groszki. Ogórasy pochłaniamy w mizerii, bo jakoś tak momentalnie wielkie się robią. Cukinie i patisony pierwsze pożeramy. Kapustne częściowo zeżarte - nie przez nas... Jak widzicie dzieje się, a wokół wszystkiego trzeba się zakręcić. Na szczęście powoli wychodzę na prostą, więc jakoś to chyba będzie ;)

Uściski i do następnego.

Ania

16 komentarzy:

  1. Fakt,zawsze najwięcej dzieje sie wtedy gdy nas nie ma , ogród ma swoje prawa, pozdrawiam Dusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego od kiedy mam swój ogród nie lubię wyjeżdżać na dłużej niż na 3-4 dni. No ale lato (i Młody przede wszystkim) mają swoje prawa ;)

      Usuń
  2. No pięknie. Szkoda faktycznie tych lilii ale chociaż pamiątkowe zdjęcie zostało.
    A z dzieciakami to tak .Ja jak byłam mała dostawałam ataku wysokiej gorączki bez dodatkowych atrakcji z nerwów, stresu bądź ekscytacji. Ogólnie nie zalecane było emocjonowanie się. Mijał dzień i jak ręką odjął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załapałam się tylko na końcówkę lilii - zawsze coś ;) I ta chmura zapachu, która dotarła do mnie zanim je zobaczyłam...
      U Młodego ta gorączka to chyba jednak jakiś wirus, bo później się okazało, że bratanek i inne znajome dzieci też takie coś przeszły w podobnym czasie. No bo czym miał się stresować - że został sam z mamą? :D

      Usuń
  3. To masz taką samą odmianę lilii jak ja - rozkwitły, kiedy mnie nie było:)Ogrody nie biorą sobie urlopów. Niestety.
    Kiedy byłam nad morzem z rodziną kuzynki, to kuzynka dostała wysoką temperaturę. Też nie wiemy, co to było.
    pozdrawiam
    lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to odmiana lilii - "Wredota". Poświęcasz im czas, szykujesz eleganckie stanowisko, dbasz, a one kwitną akurat przez tych kilka dni jak cię nie ma w ogrodzie :P
      A z tą gorączką, to jakiś taki wirus podobno szalał :/

      Usuń
  4. Po tegorocznym niewypale z sadzeniem w donicach dali (piękne listowie mam) na lilie nawet się nie porywam... i nie kuś mnie Aneczka tymi zdjęciami;)
    Mam ogromną nadzieję że u nas obędzie się bez chorobowych atrakcji...chociaż z dziećmi to nigdy nic nie wiadomo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam pokazać moje dalie w następnym poście, ale teraz nie wiem... Żeby Cię szlag nie trafił ;) A lilie elegancko sobie poradziły w tej balii. Mąż wywiercił dziury w dnie, wyłożyłam styropianem, żeby drenaż był kompost z substratem wymieszany i już.
      A dzieci zawsze potrafią zapewnić nam rozrywkę ;) Ja na każdy wyjazd pakuję pół apteki :D

      Usuń
  5. Ha:) Pogoda w tym roku nad morzem - trudna nieco.. Ale Morze jest Morze, zawsze fajne:) Lilie piękne! Może spróbuję w przyszłym roku, chociaż również mam niezbyt dobre doświadczenia z daliami w donicach.. Dobrego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolę taką pogodę nad morzem niż niemiłosierny upał i spiekotę :) A z tymi daliami to aż muszę sprawdzić. Będzie dobra wymówka, żeby kupić jakąś nową, niższą odmianę ;)

      Usuń
  6. Myślę, że po prostu nie dogadałaś się ze swoim ogrodem. Następnym razem musisz mu przedstawić grafik wyjazdów, żeby mógł się dostosować ;)
    Lilie cudne! Kocham je przede wszystkim za zapach.
    Pomidorów poza tunele już nie mam i mieć raczej nie będę, szkoda mi czasu i energii. Niestety bywało tak, że nie zjadłam ani jednego pomidora. W tunelu przynajmniej jest pewniak :)
    Serdeczności ślę z Lubelszczyzny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grafik powiadasz... Mogę rozrysować. Ale te lilie to czysta złośliwość moim zdaniem i tak ;)
      Ja w gruncie miałam tylko koktajlowe, ale i tak nie dały rady. Chociaż w zeszłym miałam klęskę urodzaju. W przyszłym roku koktajlówki w donice na taras polecą - może tam się uchowają. A u mnie do tunelu też się jakieś zło zakradło i tylko co kilka dni listki zniszczone wycinam. Generalnie za gęsto tam jest i na przyszły rok trzeba lepszy plan przygotować ;)

      Usuń
  7. U mnie nawet w pracy kwiatki po urlopie padły a miał kto o nie się troszczyć ale to pewnie towarzystwa brakowało Może u Ciebie podobnie ☺
    Przyznaję -ja już czekam na relację z Karkonoszy... ale to już wiesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to kwestia towarzystwa - kto wie ;)
      A relacja z naszego wypadu w góry będzie specjalnie dla Ciebie super ekstra napisana :D

      Usuń
  8. Przez tego posta morze zaczęło za mną chodzić...
    Lilie wyglądają niesamowicie, ale jeszcze bardziej chciałabym dalie zobaczyć.Pochwal się.

    OdpowiedzUsuń
  9. Porobiłaś bardzo fajne foty, Twój syn wygląda jak model. Szkoda, że urlop zakończył się chorobą :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za Twoją wizytę i komentarz :)