Jeszcze przed naszym wypadem w góry miał się pojawić króciutki post. Oczywiście standardowo czasu nie starczyło ;) Ale ponieważ zdjęcia z gór jeszcze się obrabiają, to małe migawki ogrodowo-kulinarne (tych drugich jakoś mało u mnie...).
Ostatnio pokazywałam moje żurawinki, ale jeszcze w wersji bardzo letniej. A one z dnia na dzień coraz piękniejsze się robią i nęcą. Niestety bardzo wpadły w oko sójkom (mówiłam, że będę tępić?), więc ratuję się konstrukcją z patyczków chroniącą owoce.
Na moim skromnym wrzosowisku (oprócz żurawiny) są oczywiście również wrzosy. Te poniższe to prezent od Dusi kochanej - widzisz? Kwitną! Szczerze dane po prostu :)
Tak, tak - widać chwasty. Ale zdjęcie było robione na szybko. Teraz już ich nie ma :)
No i jeszcze żeby zamknąć temat wrzosowiska, to owocuje również borówka brusznica. Tutaj też walczę z sójkami...
Kwiatowo ratują teraz ogród rudbekie. Nie żeby jakieś całe łany były, ale uśmiechają się tu i ówdzie.
Lawenda siana w zeszłym roku, jeszcze zanim się przeprowadziliśmy. Przywędrowała w donicach, przesadziłam i nawet się przyjęła. Teraz tylko zimę przetrwać musi i może w przyszłym roku zakwitnie...?
To taki wstęp do całego zagonu, który mi się marzy ;)
Ostatni kwiat róży z jedynego krzaku jaki posiadam.
No i na koniec coś, co popełniłam niedawno, czyli zupa dyniowa. Przepis najprostszy z możliwych: dynia, ziemniaki ugotowane; kostka rosołowa (no wstyd mi trochę, ale nie miałam nic pod ręką na prawdziwy wywar). Wszystko zmiksowane, posolone i (tutaj moje autorskie wtrącenie) doprawione mieszanką indonezyjską do randang. Pachnie bosko i jakoś tak "na węch" wpasowała mi się do dyni. Nie powiem Wam dokładnie co jest w tej mieszance, bo nie rozumiem ani słowa z opakowania :) ale Wujek Google trochę pomaga w temacie jakby ktoś był zainteresowany. Dla mnie wyszło pysznie!
Młody nie był zachwycony niestety, więc upiększyłam obowiązkową u nas natką (pewnie kolendra byłaby lepsza do tego, ale nie przepadamy). I na specjalne życzenie Pana Wybrednego podduszona papryka słodka.
Natomiast dzisiaj czeka na mnie dynia do zrobienia w occie. W sumie gruszki też... Trzeba się brać do roboty!
P.S. A następnym razem relacja z gór oczywiście!
Zurawinki, boróweczki, wrzosy.......... Echhhhh! Cudownie u Ciebie rosną.Też muszę coś nabyć w tym kierunku, oczywiście nie wszystko naraz...hihi! ;) O! I wiem teraz jak nazywają się po polsku te żółte kwiaty - rudbekie. Kupiłam jeden krzaczek bardzo późnym latem.Mam nadzieję, że coś z tego będzie jeszcze w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńWrzosa mam jednego w sumie, ale zagłuszony kukurydzą, którą muszę powyrywać, bo stoją suche i nieładne już badyle.Mam nadzieję, że jutro za to się zabiorę jak czas oczywiście pozwoli... Ba! Podobno nadzieja matką głupich... Zobaczę co jutrzejszy dzień przyniesie za niespodzianki...hihi! ;)
No to ja Tobie kukurydzy zazdroszczę! :) Bo mi owszem powschodziła, ale potem padła w ogrodzie :( A żurawinki i boróweczki polecam. Wytrzymałe, urocze, smakowite :D
UsuńNo i bardzo pięknie. Co sezon, to ciekawsze okazy u Ciebie. A chwastów we wrzosach w ogóle nie widać. Nawet im ta lekka zieleń urody dodaje. Ja też jutro w góry uciekam odetchnąć. Uściski.
OdpowiedzUsuńTy to masz "prawdziwe" góry koło siebie :) Mam nadzieję, że zdjęcia będą?
UsuńMówisz masz... Tatry na życzenie :)
UsuńZupę dyniową lubimy bardzo, zwłaszcza z tymiankiem. A różę masz cudownej urody...
OdpowiedzUsuńTymianek oczywiście też w tym był - zapomniałam dopisać ;)
UsuńCieszę się, że rosną ,miło jest gdy podarowana roślinka cieszy innych, pozdrawiam i super wypoczynku Dusia
OdpowiedzUsuńWrzosy od Ciebie bardzo mnie cieszą. Gdyby nie Ty, to nie wiem czy już bym miała ten wymarzony kącik :)
UsuńNie martw nic, zupkę dyniową- krem też robię tak, jak Ty, mniam:) Leśny zakątek wrzosowo-borówkowo-żurawkowy super wyszedł :) Serdeczności ślę:)
OdpowiedzUsuńZakątek wymaga trochę odświeżenia, ale cieszę się, że zeszłoroczne roślinki przetrwały (w większości) i dają sobie radę :)
UsuńA u nas dzisiaj krem z dyni był w troszkę innej , nowatorskiej jak dla nas odsłonie...Jagoda poleciała mi przepis z Kwestii Smaku i muszę przyznać ,ze dzięki podpiekaniu warzyw , smakuje jakoś tak mniej ...jałowo ;) Olka zostaje przy tradycyjnej recepturze ...Wojtek wtrąbił całą miskę;)))
OdpowiedzUsuńJa myślałam o podpiekaniu, ale... piekarnika ciągle brak :D A Wojtek widzę na smakosza wielkiego rośnie ;)
UsuńU nas dyniowa zawsze na wytrawnie i zwykle z odrobiną imbiru:) Twój przepis brzmi interesująco:) A zakątek borówkowo - wrzosowy cudny! Dobrej niedzieli!
OdpowiedzUsuńImbiru nie dorwałam w sklepie akurat. Zresztą - pierwsze koty za płoty. Wszelkie eksperymenty przede mną. Ale skoro pierwsza w życiu dyniowa wyszła całkiem spoko, to jest też chęć do dalszych prób :)
Usuńfajnie u Ciebie w ogródeczku . no ale z iloma osobnikami musisz walczyc zeby tak bylo;-)))))))))))pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńWalka ciężka i nierówna :D
UsuńZupę dyniową uwielbiam ,niestety rzadko robię, bo z całej rodzinki tylko ja za nią przepadam.
OdpowiedzUsuńOgródek Aniu coraz ładniejszy i coraz więcej w nim ciekawych okazów :)
Pozdrawiam gorąco.
Wychodzi na to, że u nas też tylko ja. Ale niestety chłopaki będą musieli się przyzwyczaić, bo na pewno w przyszłym roku będę miała swoje dyńki w ogrodzie ;)
UsuńFajnie u Ciebie. Dyniowej nie jadłam :/ czas to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że lisek fajnie się wpasował kolorystycznie u Ciebie :)
Pozdrawiam :)
Lisek wpasował się idealnie :) Jest śliczny poza tym.
UsuńJa do dyniowej też sceptycznie byłam nastawiona, a wyszła naprawdę smaczna :)
gratuluję lawendy, niestety u mnie nie wyszła:(
OdpowiedzUsuńJa swoją siałam do donicy i dopiero w tym roku do gruntu trafiła. No i nasiona najpierw przemroziłam w zamrażalniku, bo ponoć tak się robi ;)
Usuń