Dzisiaj będzie dużo zdjęć. Ostrzegam już na samym początku. Ale jak dowiedziałam się, że niektóre z Was tam nigdy nie był, to po prostu muszę. Góry Stołowe moimi oczyma.
Wypad był króciutki, bo tylko 3 dni, ale bardzo intensywny. Pogoda jak na zamówienie, więc korzystaliśmy do upadłego. Cała rodzinka nasza będzie się przewijać na zdjęciach, więc niech mi Małż wybaczy (Czasem mi dokucza i jak dłubię posta, to mówi, że sprzedaję naszą prywatność. A to przecież za darmo wszystko :D ).
Dzień 1
Zaraz po przyjeździe, chociaż pora nie była już młoda, ruszyliśmy na Białe Skały. Mapka poglądowa - na różowo trasa naszego przejścia.
Tutaj dowód na to, że skały rzeczywiście prawie białe (no i moje dwa trolle do tego).
Spacer miał być niby krótki, ale było tak cieplutko, że postanowiliśmy iść aż na punkt widokowy nad Trzmielą Jamę (to ta większa kropka koło Skał Puchacza). I otóż ja w tym miejscu ;)
Oraz zdjęcie poglądowe ukazujące, jakież jest tam urwisko (tak, tak - siedzę na jego krawędzi).
Powyższe zdjęcie było już ostatnim tego dnia. Jak widzicie cienie coraz dłuższe, słońce zachodzi, a my z naszym 4,5-latkiem daleko od cywilizacji. Nastąpił więc mały wyścig ze słońcem. Niestety zaraz na samym początku drogi powrotnej Małż władował się powyżej kostki w eleganckie torfowisko - pomagając przejść Młodemu. Ale ponieważ naszym hasłem na całym wyjeździe były słowa Beara Gryllsa "Tu chodzi o przetrwanie", to zacisnął zęby i poszliśmy dalej. Chwilę później Młody nawet załapał się na kilkaset metrów "na barana" byle podgonić trochę z czasem ;) Tak, wiem - jak zupełni amatorzy z tym wyścigiem ze słońcem :D
Dzień 2
Pogoda ja marzenie! Niebo błękitne, zero chmur, bez upałów - idealnie na góry. Tego dnia poszliśmy na Szczeliniec, głównie dla radości Młodego. No bo serio - ile razy w życiu można być na Szczelińcu?! Tzn. jak ktoś nie był, to oczywiście warto i trzeba. Dla odmiany jednak wybraliśmy podejście od strony Pasterki i naprawdę polecam. Jest ciężej niż od Karłowa, ale o ile piękniej i ciekawiej!
Zdjęcia na dowód:
Korzenie przylepione do skały - cudo normalnie.
Moje dziecko się wdrapywało z takim zapałem, że nas duma rozpierała!
Ten gąszcz korzeni zachwycający! Niby nic, a wzroku oderwać nie mogłam. Wierzcie mi na słowo - zdjęć zrobiłam mnóstwo!
Mech, korzenie, skały - wszystko idealnie skomponowane. Wzięłabym cały ten fragment do ogrodu ;)
Skala mikro też była w użyciu ;)
Ja i piękne okoliczności przyrody.
Na szczycie, w schronisku, zafundowaliśmy sobie full wypas wypoczynek i zabawiliśmy nieco dłużej zachwycając się widokami.
Zachwycaliśmy się też gorącą czekoladą ;) Prawdziwą - żadne świństwo z proszku. Polecam.
No... ekhm... Piwkiem też się zachwycaliśmy :D
Niektórzy już zaczęli się nudzić, więc trzeba było ruszyć dalej ;)
Widok z punktu widokowego dla tych, które nie znają kompletnie Gór Stołowych.
W drodze do "Piekiełka". Wiem, że fotka nie najlepsza, ale chciałam pokazać Wam te przejścia.
Widok prawie z "Piekiełka".
A to moje diabły w Piekiełku. Woda obok kładki lodowata i lekko przymarznięta. Dwa lata temu mniej więcej o tej porze roku zalegały tam jeszcze płachetki śniegu!
A to jakiś anioł upadły w tym Piekiełku ;)
Droga wyjścia stroma, śliska i potem w ciemnościach.
I widok z punktu zaraz za Piekiełkiem.
I jeszcze jeden.
Już po zejściu ze Szczelińca - droga powrotna do autka.
Obiadek zjedliśmy na łowisku w Pstrążnej. Chociaż już trochę zwątpiliśmy, bo ryby nie chciały brać! Ale w końcu się udało :) Takich miejsc w Stołowych jest kilka - co złowisz, to zjesz, cena liczona od sztuki. Oczywiście jak nie potrafisz, to zawsze mają coś przygotowane na boku, ale jaka to satysfakcja samemu złowić! No i ryba świeżutka :) Pstrążna jest na końcu świata, albo jeszcze dalej, ale wspaniała cisza, spokój i widok. Jakby reszta świata zniknęła ;) A po jedzonku były zakupy za czeską granicą :D
Dzień 3
Miało być miło, lekko i przyjemnie. Na mapie wybrałam szlak z niebyt długim czasem przejścia - akurat taki, żeby chwilę po 14ej załadować się do auta i wracać do domu. No i wybrałam...
Czas przejścia raptem 4 godzinki, a już wcześniej sprawdziliśmy, że czasy z naszej mapki idealnie wpasowują się w tempo Młodego. No i na Skalnych Grzybach nie byliśmy jeszcze, więc dawaj!
Mini las w lesie :) Strasznie żałowałam, że nie da się tego pieńka wynieść...
No same zobaczcie!
Dalej też było świetnie! Super skałki. O, np. Skalna Furta:
Później piękna brzezina. Rozumiecie - po prostu musiałam. Zdjęć ze 30 zrobiłam ;)
A później doszliśmy do punktu widokowego "Pielgrzym" (ta żółta kropa na mapce). Podejście było bardzo ciężkie i nie wiem jak moja młodociana kozica (a właściwie koziołek) dał tak pięknie radę. Po dojściu na szczyt nie miałam siły nawet fotki pstryknąć ;) Ale już po karkołomnym zejściu uwieczniłam Pielgrzyma:
Strzałką zaznaczyłam gdzie mniej więcej wypadał punkt widokowy. Młody był tak dzielny, że dwaj panowie, którzy chwilę po nas tam dotarli w nagrodę podzielili się z nim słodkościami - tak im zaimponował :D A mnie duma rozpierała :)
A potem... Potem już nie mieliśmy sil na aparat zbytnio. Miało być miło, lekko i przyjemnie? No miało... Ale nie było :D Droga przez mękę. Góra - dół - góra - dół i tak do upadłego. A ten fragment z żółtymi kropeczkami? Ma-sa-kra. Z lewej strony wysoooooka ściana skalna, z prawej stromy stok. Normalnie czułam się jak najgorsza matka wyrodna. Ale nie wiedziałam!! Dla mnie z Małżem szlak super, ale z Młodym już nie było tak wesoło. W pewnym momencie spytałam o czas, bo myślałam, że ten odcinek od Pielgrzyma już z 1,5 godziny idziemy. I co? Pół godziny! Dojście do mety przywitałam prawie ze łzami ulgi :D Chociaż nie do samej mety, ale już do szosy, gdzie Małż podjechał po mnie i Młodego wozem ;)
Mały turysta regenerujący siły ;)
Następnym razem (kiedykolwiek to będzie) Masyw Śnieżnika lub Karkonosze... Już wiem, że Młody da radę. Górami zachwycony i nie może się doczekać kolejnej wyprawy :) Czyli jednak jest naszym synem nieodrodnym i nikt go w szpitalu nie podmienił ;)
Jak dla niektórych przydługo było, to przepraszam. To się raczej szybko nie powtórzy :)
Ściskam Was
P.S. Wycinki mapek pożyczyłam ze strony Parku Narodowego Gór Stołowych.
Cudna wycieczka i zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńOj tak - było bosko :)
UsuńFantastyczne zdjęcia! Uwielbiam Góry Stołowe, często bywam i polecam każdemu. Są baaardzo osobliwe, cudne i zachwycą naprawdę każdego. Wasz synek to dzielny łazik :-)
OdpowiedzUsuńChyba żadne inne miejsce w naszym kraju nie może się równać ze Stołowymi. Nic dziwnego że część pierwszych Opowieści z Narnii (i chyba fragmenty drugich jeśli się nie mylę) kręcili właśnie tam oraz w Adrspachu :)
UsuńW Górach Stołowych jeszcze nie byłam, ale koniecznie muszę się wybrać bo widać warto. Bardzo fajnie spędziliście czas razem :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko-D.
Koniecznie musisz! I najlepiej poza sezonem, jak nie ma tłumów na Szczelińcu i na Błędnych Skałach. Ja osobiście polecam szlak od Narożnika, przez Kopę Śmierci i Skały Puchacza, a powrót przez Białe Skały.
UsuńAle piękna wycieczka!!!! A te widoki...cudnie Aniu
OdpowiedzUsuńDzięki Ewuś. Z pogodą nam się udało, bo 2 lata temu było dość mgliście i chłodno. A teraz cudo, więc i widoki wspaniałe :)
UsuńCudnie! Byłam tam, gdzie Wy jak jeszcze chodziłam do ogólniaka :-) Fajnie powspominać...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że teraz mam tak daleko do kotliny kłodzkiej :-(
Nasz Antoś jeszcze za malutki i pewnie dopiero za dwa lata będziemy mogli wypad w góry zrobić... Ale po Twoim poście mi się zatęskniło...
My z Młodym pierwszy raz byliśmy w Stołowych jak miał 1,5 roku - wtedy Błędne Skały zaliczyliśmy (ale wjeżdżaliśmy na parking u góry). Potem jak miał 2,5 roku Szczeliniec i fragment Urwiska Batorowskiego. No i teraz to co pokazałam. Dla Was to teraz wyprawa przez cały kraj, ale to są naprawdę fajne tereny na wyjazd z chłopakami :)
UsuńLubię oglądać takie zdjęcia i mnie wcale nie zniechęcają, wręcz przeciwnie:) Toście troszkę wypoczęli, aktywnie rzecz jasna. Podziwiam nasze maluchy. U nas Jagoda nie chciała iść na Samotnię, ale w drodze powrotnej skakała z radością po wielkich kamlotach i na Chojnik sama weszła.Nie ma co, cudowne mamy dzieci:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
lena
Bo albo się złapie tego bakcyla do chodzenia po górach, albo nie ;) Cieszę się, że Młody w takim wieku polubił łażenie. Jestem bardzo ciekawa jak mu się Karkonosze spodobają :)
UsuńWiele lat temu byłam w Piekiełku, tyle, że zimą. Nikomu nie polecam tego stresu związanego z przejściem po schodach, które wówczas tworzyły równię pochyłą. Nie na darmo to miejsce jest zimą zamknięte (przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce można tam wejść bez trudu, gorzej z przejściem tej trasy).
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie nawet jak zimą musi wyglądać na tej trasie! Jak się trafi wtedy do Piekiełka, to pewnie można utknąć do późnej wiosny ;) Żartuję sobie, ale to na pewno musiał być wielki stres. Tam czasem przy bardzo dużej wilgotności jest już problem przecież...
UsuńZadowolenie widać, radość, tak trzymaj, ja wysokości nie toleruje , więc mogę tylko podziwiać po przez oglądanie pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, że chociaż na tych moich zdjęciach możesz pooglądać :) A z wysokościami w Stołowych nie jest tak źle - wystarczy punkty widokowe omijać :D
UsuńPiękne zdjęcia Aniu! Góry Stołowe są piękne, czysta przyjemnośc po nich deptać:) Pozdrawiam ciepło!:):)
OdpowiedzUsuńOj tak. I szlaki poza Szczelińcem i Błędnymi Skałami puste generalnie :) Cisza i spokój.
UsuńPozdrawiam również cieplutko.
Pięknie:) ja mam niestety dość daleko, ale z pewnością kiedyś się wybierzemy. Koniecznie:))
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto. Zwłaszcza, że ceny są nadal niższe niż np. w niedalekich Sudetach ;)
UsuńCudne zdjęcia Aniu !! Masz rację Góry Stołowe są piękne:)
OdpowiedzUsuńMatko kochana ,uświadomiłam sobie jaki szmat czasu minął od chwili kiedy tam byłam !!!!
Trzeba chyba nadrobić zaległości? Mamy wielkie szczęście, że tyle zróżnicowanych pasm górskich w naszym kraju.
Usuńkocham góry stołowe:)))...ach jak fajnie było sobie przypomnieć Piekiełko:))
OdpowiedzUsuńGóry Stołowe mają w sobie coś magicznego. Klimat, którego nie odnajdzie się nigdzie indziej :)
UsuńŚwietny blog, a przy okazji cieszę się, że podobały Wam się Góry Stołowe. Mam tam rodzinę i jeżdżę zdecydowanie za rzadko, jak na posiadane możliwości. Na Szczelińcu byłam parę razy, w tym raz zimą. O tej porze roku nie polecam tego miejsca, bo z piekiełka robi się piekło, tyle, że białe, lodowo-śnieżne.
OdpowiedzUsuń