11.10.2015

Góry ukochane

Czy tylko ja tak mam, że po urlopie potrzebuję drugie tyle czasu, żeby znowu zaskoczyć w trybiki i wejść w normalny rytm? Bo jeśli ktoś myślał, że znowu zniknęłam to nie - ja po prostu urlopowałam, a potem goniłam. Goniłam w pracy, goniłam w domu, goniłam u lekarza... Goniłam w piętkę też ;)

Dzisiaj, zanim się przedawni, mała relacja z tego urlopiku właśnie. Wypoczynek taki jak lubię - aktywnie, w górach, w Karkonoszach.

Karkonosze i Śnieżka


Jestem pewna, że już o tym wspominałam na blogu, ale może ktoś przegapił tę "fascynującą" ;) informację - ja góry kocham. Mogłabym każdy urlop, każdą wolną chwilę tam spędzać. W swoim życiu trochę już wydeptałam szlaków górskich w naszym kraju. Właściwie zostały mi jeszcze Beskidy częściowo i Izery do wypróbowania. Jednak nic nie może się dla mnie równać z Karkonoszami. No, może jeszcze połoniny w Bieszczadach te same uczucia we mnie budzą :)

W ostatnich latach, z racji posiadania Młodego, wybieraliśmy Góry Stołowe - ze względu na stropień trudności tras. Jednak w tym roku wykombinowałam, że jakby tak spać trochę wyżej niż w jakimś standardowym Karpaczu, to można by się z Młodym wypuścić w Karkonosze właśnie. No i sobie wykombinowałam schronisko Odrodzenie na Przełęczy Karkonoskiej, na którą to można wjechać samochodem od strony czeskiej. Nasz Złomek dał radę nas dowieść, my przetrwaliśmy chłody, więc zapraszam (po przydługawym wstępie) na relację. Aha! Dodam tylko, że z racji różnych komplikacji urlop był mikroskopijny - ledwo od niedzieli do wtorku. Ale w desperacji nawet ten jeden pełny dzień jest na wagę złota!

Po przyjeździe zdążyliśmy jeszcze wypuścić się na mały spacerek - w sam raz by wypróbować nowe buty Młodego i moje ;)


Następnego dnia za oknami pełne zachmurzenie i zero widoczności. Jednak co to dla nas - ruszyliśmy dzielnie w kierunku wschodnim (czyli w kierunku Śnieżki). Pierwszy poważniejszy przystanek - Słonecznik.


Trochę się martwiłam, że ominą Młodego te piękne widoki. Jednak nad kotłami Wielkiego i Małego Stawu sytuacja zaczęła się poprawiać.

Trochę jak kraina z innej bajki - odcięta chmurami, z przebłyskami słońca... Pięknie :) (na zdj. Samotnia oczywiście).

Załapałam się nawet na jakieś zdjęcie ;)


Pierwotny plan zakładał wyprawę na Śnieżkę. Jednak pozostawała ona cały czas w chmurach (pierwsze zdjęcie), a do tego Młody zaczął odczuwać skutki naszej wytęsknionej wyprawy. Skręciliśmy więc do Strzechy Akademickiej a potem do Samotni.


Chociaż udało nam się tam zregenerować siły, to małe nóżki już miały dość. Dodatkowo zaczął nas gonić czas, a przed nami był powrót przez Pielgrzymy i Ścieżkę pod Reglami... Trzeba było coś zaradzić.


Oczywiście M. nie jest (mimo wszelkich podejrzeń) Supermanem i w końcu Młody musiał wyszukać ostatnie pokłady energii. Na drodze od Polanki do Pielgrzymów w końcu ujrzeliśmy szczyt Śnieżki.


Pomimo zmęczenia Młody oświadczył, że następnym razem tam się udamy :) A potem był już maraton powrotny z towarzyszącymi odgłosami rykowiska. Pod koniec drogi Młody jeszcze niefortunnie stanął nogą w grzęzawisku i to go "dobiło" kompletnie. Miał już chłopak dość ;) Ryczały już nie tylko jelenie, ale też on od czasu do czasu.

Po wyjściu z ostatniego zakrętu ukazał nam się taki widok...


Młodemu było już wszystko jedno i nie miał sił pozować. Nic dziwnego - przeszliśmy prawie 20 km (wg aplikacji w telefonie M.).


I teraz uwaga! Zanim ktoś nas zwymyśla, jacy to okropni z nas rodzice itp. itd. to informuję, że zaraz po dojściu do schroniska i krótkim odsapnięciu, Młody pytał z uśmiechem, kiedy znów przyjedziemy w góry! Nasze dziecko :)

A to już widoczek z naszego okna, gdy resztką sił dowlokłam się do niego ;)


Dzień powrotu przywitał nas tak samo jak poniedziałek.


Postanowiliśmy potraktować się bardzo ulgowo (zakwasy) i najpierw szybko "skoczyliśmy" na wodospad Kamieńczyk (chyba sto lat tam nie byłam), a potem postanowiliśmy pokazać Młodemu Bolków. Najpierw chciał się chyba zemścić za trasę w górach...


Ale potem już wypatrywał z uśmiechem różnych rzeczy i miejsc :)


Kontrolnie skorzystaliśmy z okazji, by go uziemić ;)


Oczywiście tylko na chwilę. A zaraz potem poznał nowego przyjaciela :)


Łaskawie pozował matce-wariatce.

Przy okazji - zobaczcie te różne otwory (lub ślady) okienne w dolnym rzędzie.

Oczywiście znów musiałam gonić moich chłopaków, bo się zapomniałam z aparatem ;)


W drodze powrotnej mijaliśmy Tupajowisko. Nie wiem czemu chłopacy w ogóle nie byli tym faktem zainteresowani...


A już całkiem niedaleko domu drogę zaczął wskazywać nam księżyc. Co prawda nie tak wielki jak w trakcie zaćmienia (ten nas niestety ominął ze względu na zachmurzenie), ale równie piękny.


I to by było na tyle. Wycieczka krótka, zdjęć sporo, a wrażeń jeszcze więcej. Pozostałą część urlopu spędziłam w ogrodzie zmagając się ze stratami po przymrozkach. Już nie jest tak pięknie, jak pokazywałam w poprzednim poście (kilk w obrazek).

http://brzezinamoja.blogspot.com/2015/09/ogrodowo-sierpniowo.html

Późno coś się zrobiło. Ściskam Was w takim razie i uciekam spać.


24 komentarze:

  1. Nieżle to sobie wykombinowałaś ;-) muszę przyznać, ze wstydem ogromnym, że polskie góry mało znam, nie licząc standardowego Zakopanego i Karpacza właśnie. Zawsze byłam bardziej wodnolubna, ze szczególnym zamiłowaniem do jezior, aż tu przyszło mi zamieszkać w Alpach :-) życie....swoje ścieżki toczy...i tak oto stałam się fanką górskich wędrówek :-) pozdrawiam cieplutko i cieszę się, że urlop się udał :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, że tak Cię życie potraktowało ;) Jeziora mi akurat leżą tyle-o-ile. Za dużo tam życia owadziego itp. itd. :D

      Usuń
  2. Pięknie ;) Cieszę się, że tak lubicie moje tereny ;) i tak miło spędziliście czas :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kiedykolwiek wygram w lotto, to na pewno się tam przeprowadzę :) To moje miejsce na ziemi, że tak górnolotnie powiem ;)

      Usuń
  3. To naprawdę Karkonosze w pigułce ;) Ale pogodę finalnie mieliście piękną i zdjęcia są wspaniałe ;)
    A Izery koniecznie musicie wypróbować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że chociaż ten jeden dzień się udało. Bo już groziła nam całkowita rezygnacja z wyjazdu. Izery może już na wiosnę się uda... :)

      Usuń
  4. No jak to okropni rodzice? Takich rodziców, co w góry zabierają to tylko pozazdrościć! Oj rozumiem tą twoją miłość do gór, choć ja akurat po zupełnie innych szlakach chodziłam (raczej Tatry polskie i słowackie) i Karkonoszy w ogóle nie znam. Taki przedłużony weekend od czasu do czasu to super pomysł i nie dziwię się, że Młody w góry chce wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym mieszkała tam gdzie Ty, to też bym lepiej znała tamte góry. Chociaż nie powiem - zanim się zestarzeję, jest w Tatrach kilka szczytów do zdobycia jeszcze dla mnie ;) Ponieważ jednak rodzinnie póki co wędrujemy, to musimy dawkować sobie stopień trudności ;)

      Usuń
  5. Znam te góry jak własna kieszeń...mam siostrę w Cieplicach i każda wizyta u niej wiąże sie z całodziennym chodzeniem po górach. Pieknie je sfotografowałaś!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, to ja jestem ciekawa, czy gdzieś na szlaku się nie spotkałyśmy. Był taki rok, że byłam tam 3 razy od wiosny do jesieni. M.in. zamiast jechać na absolutorium studiów, to pojechałam do Karpacza świętować swoje urodziny :D

      Usuń
  6. Aniu, ja jakoś z Wojtkiem jeszcze nie mam odwagi wyruszyć w wyższe partie. Ale patrząc na minę Twojego synka napisze Ci dla pocieszenia ,że to i tak procentuje ...moja Olka zawsze marudziła że trawa smyra , nogi bolą a teraz sama nas wyciąga z domu ;)

    Jak znajdziesz chwile to zapraszam do zabawy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojtek póki co w takim wieku jak my Młodego w Stołowe braliśmy. Ale jeśli podjedziecie na Przełęcz Karkonoską np. albo Okraj, to już na wyższy spacerek możecie się wypuścić spokojnie ;)

      Usuń
  7. Parsknęłam śmiechem na te rykowisko jeleni i ryczenie młodego! Wycieczka udana, chociaż taka krótka... Ja byłam w Polsce tylko w Beskidzie Sądeckim, bo mam tam kupę rodziny. Powiem Ci szczerze, że znowu Ja zbytnio za górami nie jestem, wolę morskie klimaty... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja parskałam ze śmiechu na miejscu a musiałam to ukrywać, żeby nie stresować Młodego dodatkowo (bo wg niego to była moja wina, że w to błocko wdepnął i przeze mnie płacze...). Jak on się zanosił wyciem / ryczeniem to jakiś byk alfa jeleń mu odpowiadał! :D

      Usuń
  8. Mój pierwszy plan na wyjazd we wrześniu to właśnie była Śnieżka,i okolica,,ale może kiedyś:)) Widzę że Twoja wyprawa super udana !U mnie brak czasu na wczytanie reszty zdjęć ,,,ech :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karkonosze zawsze są dobry wyborem. Polecam :)

      Usuń
  9. Aneczko, moje zupy raczej nie nadają się do prezentacji ;-)) ale marzy mi się taki urlopik, choć najchętniej w zupełnej samotności... tak ze da tygodnie, tylko ja, natura i ewentualnie książki.....
    piękne zdjęcia, Kochana- całuski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że ktoś tam czuwa nad Tobą i chociaż namiastka takiego urlopu będzie Ci dana. A z tą zupą to wiesz, że było tak w przenośni ;)

      Usuń
  10. Rozbawiłaś mnie urlopem po urlopie .... Myślałam, że tylko my tak mamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff... To znaczy, że nie jestem sama. Kamień z serca :D

      Usuń
  11. Ale pięknie... cudowny urlop musiał być! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jak każdy w górach ;) Nie wiem jak można ich nie kochać...

      Usuń
  12. Piękne wspomnienia, nam niestety w tym roku nie wyszło, ale cieszę się, że mogę chociaż u Was pooglądać zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w przyszłym roku Wam się uda? My planujemy kolejną wyprawę w Izery :)

      Usuń

Dziękuje za Twoją wizytę i komentarz :)