W końcu chwila czasu dla siebie, żeby napisać słów parę. Ostatnie 7 dni śmignęło mi tylko przed nosem. W poprzedni poniedziałek spokojnie buszowałam w ogrodzie, chwytałam w obiektyw przejawy wiosny, pielęgnowałam mój zakwas i planowałam w myślach posta. W międzyczasie zima wróciła, ale ja jej się nie daję, bo nawet nie miałam czasu jej zauważyć. W moim sercu jest wspomnienie tych poniedziałkowych "słoneczek" :)
Niecałe 10 godzin po zrobieniu tego zdjęcia, jeden telefon postawił wszystkie plany na głowie. Malutka tygodniowa bratanica trafiła do szpitala z zapaleniem płuc. [Spokojnie - sytuacja już opanowana, nikt nie zawinił. Jakieś paskudztwo szaleje w rodzinie niestety (tak więc wiosno już czas!).]
Okazało się, że ja jako jedyna z rodziny aktualnie zdrowa jestem w pełni. Bratowa praktycznie w połogu, więc trzeba było się zmieniać przy Helence. Po północy zaczęłam chaotyczne pakowanie siebie i Młodego (odstawiony do mojej mamy) i wczesnym rankiem podróż do Poznania. I potem cały tydzień: szpital, noc u mamy, opieka nad Młodym póki mama w pracy, dojazd do Poznania, szpital itd.
Nerwowe były to dni i pełne niepokoju na początku, ale jak to w życiu - wszystko to było wymieszane z chwilami miłymi i pięknymi. Na dobry początek - zakochałam się w Helence i teraz tęsknię strasznie. Dzięki tym godzinom sam na sam miałyśmy okazję poznać się lepiej, niż gdyby sytuacja ułożyła się "normalnie". Mogłam też osobiście przymierzyć jej czapeczkę, którą pokazywałam na blogu. I jest mały problem - czapeczka jest na styk :) Na wiosnę trzeba zrobić nową! Ale i tak wygląda w niej uroczo :)
I tutaj muszę się pochwalić! Jednej z mam będących w szpitalu ze swoją córeczką tak się czapunia spodobała, że zamówiła u mnie dwie takie dla swoich dziewczynek. Bardzo mnie to podbudowało wewnętrznie. Na fali tej rozpierającej dumy, w ramach zabicia czasu gdy Helenka spała, powstały jeszcze dla niej takie oto paputki :)
I tutaj w trakcie przymiarki, ale oczywiście poruszone zdjęcie, bo wiercenia nie dało się uniknąć :)
Dziś już w domu, starałam się ogarnąć efekty nagłego wyjazdu - czyli:
1. Mega bałagan w ciuchach, które wyciągałam bez ładu i składu w trakcie nocnego pakowania (nie wiedziałam na ile dni wyjeżdżamy z Młodym i co też pogoda zafunduje w tym czasie).
2. Pierwszy siew rzeżuchy umarł z pragnienia - ekstra zapaszek mnie tylko przywitał.
3. Obawy moje wzbudziły też zioła. Na szczęście to była malutka próbka. Ale nasionka chyba się ugotowały stojąc tak blisko kaloryfera w swych mini szklarenkach :(
4. No i mój piękny zakwas żytni... Pracował jak dziki, ale musiałam przerwać w połowie jego dokarmianie i wsadziłam do lodówki. Dzisiaj nastąpiła jego reanimacja. Nie wiem czy coś z tego będzie, ale postanowiłam dać mu szansę :) Jeśli "da radę", to już niebawem efektem w postaci chlebka mam nadzieję będę mogła się pochwalić.
Uff... Dobrze móc z siebie wyrzucić te wszystkie sprawy i emocje. Dzięki za "wysłuchanie". Uciekam pod kołderkę. :)
Witam w zaśnieżoną środę , faktycznie miałaś urwanie głowy, ale rodzina jest najważniejsza. Śliczne buciki zrobiłaś dla Małej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - D.
Te paputki to dopiero pierwsza para. Drugie - inne - są już w produkcji :)
UsuńJa po narodzinach dzieci zastosowałam zakaz odwiedzania, ponieważ moja młodsza już w szpitalu złapała zapalenie płuc. Życzę zdrówka, teraz pełno tego choróbstwa wszędzie. Buciki śliczne. :)
OdpowiedzUsuńZakaz odwiedzin był, ale prawdopodobnie choroba siedziała w moim bracie. U niego skończyło się na lekkim osłabieniu i gorszym samopoczuciu przed dwa dni. A u takiego maleństwa przebiegło gorzej. Na szczęście za 3 dni wróci już chyba do domku :)
UsuńBiedna malutka, na starcie takie chorobska...- faktycznie zakrecony tydzien... Taka czapulke chetnie bym zamowila dla mojej Vicki tylko ze ona ma 8 latek i wieksza glowka ;O) W szarosciach??? Daloby rade???
OdpowiedzUsuńdzidzia do schrupania, duza panna - tak widac!!!
Duża, a właściwie długa ;) Pobiła we wzroście wszystkie rodzinne dzieciaczki :)
UsuńO czapeczce już na mila Ci napisałam - czekam na decyzję :)
Najwazniejsze ,że wszystko dobrze się skończyło bo najgorsza rzecz to jak takie maleństwo choruje.
OdpowiedzUsuńSzkoda ,że roslinki uschły ,ale przecież posadzisz nowe,a zakwas na pewno da się uratować :)
Faktycznie jescze kilka dni i czapunia będzie za mała ,więc masz co robić ,a potem koniecznie sie pochwal:) paputki urocze :)
Zakwas nieśmiało ruszył - jest spora szansa. A czapeczką i potem innymi "tworami" (jest już kilka pomysłów) na pewno się pochwalę :)
Usuńwszystko dobre,co sie dobrze kończy:))))) czapusia liczna:))
OdpowiedzUsuńHelenka błyskawicznie wraca do zdrowia, ale na wszelki wypadek wypiszą ją dopiero w poniedziałek. Niestety na oddział przypałętał się rotawirus :/ Bratowa planuje zabarykadować się w pokoju (na szczęście są w "dwójce" a nie na większej sali) - 3 lata temu przetoczyło się to paskudztwo przez caaałą naszą rodzinę. Uchowali się wtedy tylko Młody i bratanek...
UsuńCiągle myślę o Twoich znajomych - mam nadzieję, że szybko będzie ok.
jak to dobrze, ze byłaś♥ no i dobrze, ze juz wszytko ok!
OdpowiedzUsuńa czapunia i buciki cudne!
Oj ja też się bardzo cieszę, że mogłam im pomóc. Teraz już wiem, po co jako jedyna z rodziny uchowałam się zdrowa w tym sezonie :) Za to teraz nadrabiam - coś mi w krzyżu łupnęło i chodzę zgięta w pół żywiąc się tabletkami przeciwbólowymi :D
UsuńDobrze ze malutka juz zdrowa. Najgorsze jest jak dzieci choruja wtedy czlowiek taki bezradny jest. Och zatesknilam za takimi krokusami ale u mnie jeszcze mnostwo sniegu:-( Czapeczka i papucki bombowe:-):-):-):-):-) Pozdrawiam serdecznie. P.s. Mnie tez dzis dopadla rwa kulszowa i jestem unieruchomiona.
OdpowiedzUsuńU mnie te krokusy oczywiście zostały zasypane w tym ataku zimy. Ale rosną w takim "szczęśliwym" miejscu, gdzie śnieg topnieje najszybciej i już znowu je widać :) Chociaż na tym malutkim poletku mam namiastkę wiosny!
Usuńco za paskudztwa te choroby,zwłaszcza u dzieci...mam nadzieję,że malutka już czuje sie lepiej.Buciki są wspaniałe!
OdpowiedzUsuńHelenka rośnie jak na drożdżach. Bije wszelkie rekordy w rodzinie :) A buciki już dawno za małe ;) Ale dla mnie przy szydełku (oprócz efektu oczywiście) liczy się mój relaks i wyciszenie.
Usuń